Białystok nie jest kulturalnym centrum Polski, ale w sprawach lalkarskich to bezwzględnie jeden z najważniejszych ośrodków teatralnych w naszym kraju. I za sprawą supraskiego Wierszalina Piotra Tomaszuka, wyznaczającego ongiś (bo dziś ma inny profil) kryteria lalkarskich możliwości, i wielce atrakcyjnej Grupy Coincidentia Pawła Chomczyka / Dagmary Sowy, wielu niezależnych zespołów teatralnych prowadzonych przez absolwentów tutejszej Akademii Teatralnej, oczywiście za sprawą samej Akademii, dziś Filii warszawskiej AT im. Zelwerowicza, funkcjonującej na Podlasiu od z górą czterech dekad. Są tu stowarzyszenia lalkarskie, siedziba Polskiego Centrum Lalkarskiego UNIMA. Rzecz jasna najważniejszą lokalną instytucją lalkarską jest Białostocki Teatr Lalek.
Przed laty sam byłem związany z tą instytucją, stąd szczególnie drogi jest mi jej los, od czasu do czasu wypowiadam się publicznie na jej temat, bo należy to do mojej profesji, i choć – bywa – moje refleksje wzbudzają kontrowersje, formułuję je z pełnym przekonaniem, że o sprawach publicznych powinniśmy mówić otwarcie i szczerze, jeśli trzeba – nawet się spierać, niezależnie od aktualnej koniunktury, doraźnie formowanych koalicji i wreszcie osobistych emocji.
1 maja lokalny portal internetowy zapowiedział, że wkrótce zostanie ogłoszony konkurs na dyrektora Białostockiego Teatru Lalek, 6 maja prezydent Białegostoku podpisał stosowne zarządzenie, bezzwłocznie opublikowane na stronie internetowej teatru, 10 maja – informację podało Radio Białystok, a dwa dni później zamieściła je lokalna prasa i teatralne ogólnopolskie wortale. I nastąpiła cisza. Z pewnością czas pandemii nie sprzyja takim wiadomościom, teatr mało już kogo w ogóle interesuje, zostaliśmy zmuszeni do pozostania w domach, teatry zamknięto, tylko najdzielniejsi próbują działać w sieci, ale przecież to nawet nie jest namiastka teatru. Czy w ogóle będzie do czego wracać po wakacjach? Zobaczymy. Tymczasem życie jednak toczy się dalej, urzędowe pisma powoli, ale jednak krążą, podejmowane są decyzje, które określą nasze życie w przyszłości, konkurs na dyrektora teatru w czasach pandemii wkrótce się odbędzie i choć nikt nie wie, jak to będzie wyglądało, 1 września 2020 na czele BTL-u powinien stanąć nowy dyrektor.
Czy będzie to nowy-stary dyrektor? Prezydent Białegostoku z upływającej kolejnej dyrekcji Jacka Malinowskiego jest bardzo zadowolony. „Dyrektor BTL-u ma bardzo duże osiągnięcia i jest wysoko oceniany nie tylko w kraju, ale i za granicą. To co robi minister to tylko gra polityczna” – mówił kilka tygodni temu Tadeusz Truskolaski. Kto tu z kim gra? O jaką politykę chodzi? Truskolaski nie zgłosił zamiaru ogłoszenia konkursu z wymaganym rocznym wyprzedzeniem, bo obecny stan BTL-u uznał za najkorzystniejszy i nie chciał żadnych zmian, choć pragnie ich niemała część białostockiego środowiska lalkarskiego. Odmówił też jakichkolwiek rozmów na temat teatru, bo o czym tu rozmawiać, skoro jest tak dobrze? Wystąpił do ministra kultury (zgodnie z ustawą, choć chyba dużo za późno) o opinię w sprawie przedłużenia dyrekcji obecnego dyrektora, ale najwyraźniej nie spodziewał się odmowy (choć mógł się spodziewać, bo minister odmawiał i wcześniej). I nagle, choć przecież negatywna opinia ministra nie jest wiążąca, nie zdecydował się na przedłużenie umowy z dyrektorem BTL. Ogłosił konkurs.
Więc jest w BTL-u dobrze czy nie? Jacek Malinowski sprawdził się, czy nie? Jeśli prezydent Białegostoku jest pewien swoich sądów, po co ogłasza fikcyjny konkurs, już w samych warunkach nastawiony na z góry upatrzonego kandydata, który powinien posiadać m.in. stopień naukowy. Czy naprawdę dyrektorowi teatru lalek potrzebny jest stopień naukowy? Konkurs to ważne narzędzie demokracji, nie polityki. Wciąż nie są one w Polsce idealne, bo daleko nam do demokratycznej struktury państwa, ale przecież dziś konkursy są znacznie bardziej przejrzyste niż kilka/kilkanaście lat temu. Po co komu ustawiony konkurs?
BTL wymaga zmiany. I nie ma w tym stwierdzeniu nic przeciwko obecnemu dyrektorowi. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby Jacek Malinowski starał się o objecie innego teatru w Polsce. Taki powinien być los wysokiego urzędnika służby publicznej. To nie jest dożywotnia synekura. Malinowski wykazał się w Białymstoku bez wątpienia umiejętnościami menadżerskimi. Co do osiągnięć artystycznych i promocyjnych (zwłaszcza na świecie), pozwolę sobie mieć odmienną od prezydenta Białegostoku opinię (to tylko moja opinia). I choć przez całe tygodnie BTL publikował listę rozmaitych sukcesów z ośmiu lat dyrekcji Malinowskiego, sukcesy te nie wykraczają poza dokonania wielu innych polskich teatrów lalek, niejednemu nawet nie dorównują. Niemal wszystkie teatry mogą się poszczycić nagrodami, udziałem w festiwalach, gościnnych występach, międzynarodowych wojażach. To przecież była część naszego powszedniego teatralnego życia i być może już nigdy tak nie będzie. Żeby o tym wiedzieć, trzeba chcieć nieco lepiej zrozumieć kulisy działania teatru, nie tylko patrzeć na słupki i wykresy popularności. Trzeba też zainteresować się wewnętrznym życiem teatru. Nie oczekuję tego od prezydenta miasta, ale przecież ma on swoje służby, ludzi którzy nadzorują wszystkie instytucje, rozmawiają, oglądają, wizytują.
BTL nie jest szczęśliwym domem pracy twórczej. To żywy organizm. Trudniejszy – bo skupiający wielu artystów: niepokornych, niezadowolonych, bywa skonfliktowanych i nade wszystko marzących. Część spośród nich marzy o nowych wyzwaniach, które pojawiają się ogromnie rzadko, coraz rzadziej; część – o świętym spokoju, który zapewnia najlepiej oswojony już układ i stała pensja. Czy takiego BTL-u oczekuje prezydent miasta?
Niechciany konkurs na szefa BTL ruszył. Dobre choć i to. Nawet, jeśli skończy się tak jak wielu przewiduje, przyniesie liczne korzyści: nowy dyrektor przygotuje strategię na cztery lata, którą – wierzę – zweryfikuje komisja konkursowa i oceni najuczciwiej jak będzie potrafiła; ta koncepcja powinna być udostępniona publicznie, bo i teatr jest publiczny; zespół artystyczny (dziś przecież bardzo podzielony) – proponując kogokolwiek lub nie, popierając kogokolwiek lub nie – określi swoje artystyczne i instytucjonalne preferencje. A my poczekamy. Choćby cztery lata.
A może będzie znacznie lepiej? Czego BTL-owi i samemu sobie z serca życzę.