Beton według Latawca z betonu Moniki Milewskiej, koncepcja, scenografia, lalki i wykonanie Wojciech Stachura, reżyseria Michał Derlatka, muzyka Sarapata Sound Workers, animacje i multimedia Sebastian Łukaszuk, reżyseria świateł Maciej Iwańczyk.
Wygląda na to, że do instytucjonalnych teatrów lalek wróciły Sceny propozycji aktorskich. Pojawiły się wprawdzie już kilka dekad temu, wówczas pod presją zbliżenia do lalkarstwa zachodnioeuropejskiego, będącego w znacznie większym stopniu kreacją indywidualną, ale nie spowodowały, że polscy lalkarze poczuli się artystami teatru ożywionej materii. Indywidualne propozycje zniknęły wraz z zaprzestaniem organizowania rozmaitych edycji festiwali solistów lalkarzy. Nowa rzeczywistość po 1989 roku uruchomiła całą serię niezależnych zespołów, coraz lepiej radzących sobie w ostatnich dekadach. Obok nich pojawili się prawdziwi soliści koncentrujący się na występach z lalkami. Aktorzy-lalkarze zatrudnieni w teatrach, którzy dominują w naszym życiu teatralnym, skupili się na uczestnictwie w zespołowych produkcjach w macierzystych instytucjach.
I oto trwające w Białymstoku Metamorfozy Lalek ujawniły nowe zjawisko. Wojciech Stachura pokazał głośny już od pewnego czasu Beton z gdańskiej Miniatury, a Łucja Grzeszczyk wystąpiła z najnowszą premierą BTL-u – Pustostanami. Tym razem to nie są propozycje „wymuszone”, jak za czasów dyrekcji Krzysztofa Raua w bielsko-bialskiej Banialuce, nie są to przedstawienia „zamówione”, by zaistnieć na jakiejś teatralnej imprezie. To są spektakle powstałe z potrzeby wypowiedzenia się własnym głosem o tym, co interesuje ich twórców. Mają oni zasadniczy wpływ na koncepcję spektakli, wykorzystane środki teatralne, a także zaproszonych partnerów, czy to reżyserów, autorów muzyki, a jeśli trzeba to i plastyków. Ale bez wątpienia są to przedstawienia aktorów: Wojciecha Stachury i Łucji Grzeszczyk.
Beton, będący inscenizacją słuchowiska Moniki Milewskiej pt. Latawiec z betonu, opartego na wcześniejszej powieści autorki pod tym samym tytułem, został wystawiony przez Wojciecha Stachurę najpierw online, a w 2021 na scenie gdańskiej Miniatury i zdążył już przysporzyć i Stachurze, i teatrowi niemało sukcesów. Jakoś omijała mnie ta premiera i spotkałem się z nią dopiero na Matamorfozach Lalek. Myślę, że zabrakło czasu na przetestowanie skądinąd znakomitej przestrzeni sceny kameralnej BTL-u, zwłaszcza na dopasowanie poziomów dźwięku. Tekst wygłaszany przez Stachurę zbyt często ginął w dźwiękach muzyki i to nie tylko w scenach z bohaterami posługującymi się językiem wiejskim czy pijackim. Niemal natychmiast po spektaklu sięgnąłem do oryginału Milewskiej i wyjaśniły mi się rozmaite konteksty przedstawienia. Swoją drogą, Monika Milewska napisała doprawdy świetny utwór, złożony z małych epizodów rozgrywających się w słynnym gdańskim falowcu (jednym z najdłuższych budynków mieszkalnych w Europie), którego architektem był snujący na scenie opowieść Inżynier. To wizja komunistycznej Polski, poczynając od lat 70. XX wieku, uwzględniająca i losy poszczególnych mieszkańców budynku, i historyczne wydarzenia tamtych lat, i przede wszystkim klimat i atmosferę życia w realnym komunizmie, ze służbami specjalnymi, zastraszaniem, donosicielstwem i ludzką podłością, ale też ciekawymi pętlami czasowymi, pozwalającymi wybiegać daleko w przód albo cofać się w przeszłość. To aktorska opowieść, monodram.
Wojciech Stachura snuje ją w wymyślonej przez siebie przestrzeni i wśród zaprojektowanych również przez siebie animantów. Na scenie jest stół z ustawionym z czterech prostopadłościanów modelem falowca (dość mizernie wykorzystanym w przedstawieniu) i ścianka z tyłu z licznymi drzwiczkami, kryjącymi bądź poszczególne mieszkania, bądź konkretne przedmioty/postaci będące podmiotem opowieści, bądź elementy wyposażenia mieszkania bohatera (np. barek z alkoholami, szafa z garderobą, lodówka) czy choćby ekran telewizora, a czasem przestrzeń do licznych projekcji multimedialnych. Projekcje są bardzo dobrze zrealizowane, precyzyjne, chwilami wypełniają cały plan, innym razem pojawiają się na niewielkich elementach stanowiących wycinek przestrzeni. Zajmująca też jest techniczna konstrukcja tej socjalistycznej meblościanki, zwłaszcza perfekcyjne domykanie się okienek i drzwiczek, niezależnie od siły i precyzji gestu aktora. Jawi nam się różnokształtna i znakomicie funkcjonalna przestrzeń. Rzeczywiście – to miejsce do popisu aktora-lalkarza.
Tyle, że brakuje popisu, nie tyle nawet aktorskiego, bo Wojciech Stachura jest wszechstronny, atrakcyjny i skupiający uwagę widza, ale popisu lalkarskiego. Wszelkie animanty (sąsiadka, córka, staruszek inwalida, manekin architekta, figurki zwierząt, sowiecka „babuszka”, butelki, poduszki, papier toaletowy…) są najczęściej po prostu rekwizytami. Aktor nie koncentruje na nich uwagi, nie ma sposobności traktowania ich partnersko, jako współdziałających postaci. Raczej pokazuje je niż gra z nimi, a to przybliża nas bardziej do aktorskiego monodramu, do teatralnej instalacji niż lalkarskiego popisu.
Mam świadomość, że oczekuję wiele, może zbyt wiele, ale przecież nie marzę. Tak czy inaczej Wojciech Stachura najpierw za sprawą puppetów, później Betonu, buduje własną karierę artysty-lalkarza. Dziś jest już zresztą dużo dalej niż w momencie realizowania Betonu.
Do tej samej kategorii spektakli należą Pustostany Doroty Kotas zrealizowane przez Łucję Grzeszczyk. Inna tematyka, może nawet bardziej mroczna, ale silnie współczesna; inna plastyka, czerpiąca głównie z papierowego teatru, ale podobna koncepcja inscenizacyjna: aktorka wśród ogromnej ilości przedmiotów snuje swoją przejmującą opowieść o otaczającym ją świecie, obcym świecie. To kolejny piękny spektakl, tyle że podobnie jak Beton pozbawiony lalkarskiej wirtuozerii. Nie piszę o nim szerzej, bo nie piszę o białostockich spektaklach, pokazywanych w nurcie imprez towarzyszących Metamorfozom Lalek.
Fot. Bogumił Gudalewski