PUPPETS’ METAMORPHOSES (4): In the light of shadows and cameras

Light sources, screens, shadows, epidiascopes, projectors, cameras – all of these elements of inanimate matter tend to be used in puppet theatre. Of course, they are not only used in puppetry art, but it is our main focus in this blog.

Kaunas State Puppet Theatre (Lithuania) performed at the 5th edition of Puppet’s Metamorphoses with the play “Disappearing little people” by Milda Mičiulytė, Agnė Sunklodaitė, Giedrė Brazytė, inspired by the works of Elizabeth Mary Cummings, the Australian writer of children’s literature. I am not convinced if a delicate and hushed conversation about passing, transience, losing loved ones – probably compelling and touching in the pages of Cummings’s novel – is a good concept for a shadow puppet theatre play, unfolding without words, quite static, maybe even a bit boring? These motifs should evoke strong emotions, meanwhile, I watched the performance frigidly, with great difficulty to keep up (or not at all) with the changing images, the stories of various families living in the apartment building. Not only do I not feel touched by the mini-stories, but I also look at them with indifference. So what if the large screen that almost fills the stage offers aesthetically pleasing figures, and the blending of the shadows of the live actors with silhouettes of the characters, and experimenting with proportions, and even slightly introducing colour to the dark shadows, if in the end it is completely saturated with illustrativeness and is devoid of any emotion.

What attracts the attention is mainly the technique of the shadow play, poorly known in Poland, yet extremely captivating in contemporary puppetry, like the famous Italian Teatro Gioco Vita, which has been hosting plays many times, even in Poland. Just, in this case, the use of the theatre’s resources turned out to be quite poor. The first scene with a mock-up of buildings in the background, among which animators move around holding individual light sources that allow for many shadow effects to appear on the screen, promises so much more. Then, we move to the screen, where the creators mainly use the epidiascope and this thirty-minute spectacle seems to have no end. What a shame. It is likely a new and important experience for the Kaunas team, one that requires extraordinary precision and diligence, but the effects have yet to be seen (unless – which is highly probable in an institutional theatre – this experience turns out to be a one-off meeting with the shadow play).

Such consistency in taming theatrical resources is essential to achieve above-average results. Yesterday’s performance by the Dutch TAMTAM objektentheater, run for more than 40 years by Gérard Schiphorst and Marije van der Sande, proved this. They are professional visual artists that have been working for years on object theatre, still exploring the technique popularised in the ‘90s of simultaneously creating the images live and in real time, while the final result of all animation activities is projected on a screen, visible for the live audience, set up next to the real animation workshop of the creators building the performance.

This time, TAMTAM Objektentheater presented the performance “Memories of the future, Fake news for Mars”, a quite pessimistic story about people living on Mars for many years (the action takes place in 2250) and their expedition to Earth to show the beauty the planet was once known for in the past. This past has irretrievably changed, and the Earth, a dry and almost desolate place, has nothing fascinating anymore, which makes the members of the expedition send fake news to the base, montages of old found objects discovered on earth, images from postcards found among the rubble. It creates such an untrue image of reality, one that we may be familiarised with too well by the modern media.

The performance was created during the pandemic, hence the sadness, gloominess and the lack of hope we all experienced a few years ago. That’s probably a little too predictable in the performance, performed without words. But the technical side of the performance, seen live, is truly awesome. Especially since everything is the work of just two artists. A film animation studio set up on stage, combining several different sets, multiple filming and animation techniques, and various means of artistic expression (shots with moving horizons, almost cinematic clips, direct animation, brilliant use of archaeological techniques, a really surprising creative imagination) is truly fascinating.

And this performance is not so much created by actors/ puppeteers/ performers, but it is created by sensitive artists, who once chose the theatrical techniques they want to use and constantly discover the infinite possibilities of them. What a pleasure it is to see the scenes where the members of the expedition examine the found terrestrial remains, using an object similar to a probe: the contact of the “sensor” with the remains evokes something that resembles the object’s memory, sound, voice, one might say – an image. Yes, because objects and materials, in today’s theatre of animated matter, really come alive in the contemporary puppetry and only greatly skilled artists are capable of evoking their “consciousness”, the consciousness of the puppet. Here is where the magic of theatre begins. Artists at times manage to connect with it, but even the best artists achieve it only sometimes.

 

Photos: B. Gudalewski

Metamorfozy lalek (4): W świetle cienia i kamery

Źródło światła, ekran, cień, epidiaskop, rzutnik multimedialny, kamera – wszystkie te elementy nieożywionej materii wykorzystywane bywają w teatrze lalek. Oczywiście nie tylko w teatrze lalek, ale w tym blogu jest on najważniejszy.

Teatr Lalek z Kowna (Litwa) wystąpił na Metamorfozach Lalek z przedstawieniem Znikający mali ludzie Mildy Mičiulytė, Agnė Sunklodaitė i Giedrė Brazytė, inspirowanym twórczością australijskiej pisarki dla dzieci Elizabeth Mary Cummings. Nie jestem przekonany, czy delikatna, ściszona rozmowa o odchodzeniu, przemijaniu, utracie bliskich – pewnie atrakcyjna i wzruszająca na kartach powieści Cummings – jest dobrym materiałem na przedstawienie teatru cieni, rozgrywającym się bez słów, dość statycznym, może nawet trochę nudnym? Poruszona tematyka powinna budzić wyjątkowe emocje, tymczasem oglądam spektakl z dużym chłodem, z wielkim trudem (albo wcale) nadążając za zmieniającymi się obrazami, klipsowymi historiami różnych rodzin zamieszkujących kamienicę. Nie czuję się nie tylko poruszony mini-opowieściami, ale patrzę na nie z wyjątkową obojętnością. Cóż stąd, że duży ekran wypełniający niemal scenę oferuje i ładną plastykę figur, i mieszanie cieni żywych aktorów z cieniami sylwetek bohaterów, i grę wielkościami, nawet delikatne wprowadzanie pomiędzy czarne cienie koloru, skoro całość przesycona jest ilustracyjnością i pozbawiona emocji.

W sumie uwagę przyciąga głównie technika teatru cieni, słabo u nas znana, a przecież wyjątkowo atrakcyjna we współczesnym lalkarstwie, dość przywołać słynny włoski Teatro Gioco Vita, wielokrotnie goszczący i w Polsce. Tyle, że wykorzystanie środków teatru cieni okazało się dość ubogie. Pierwsza scena z makietą budynków na tle ekranu, wśród której poruszają się animatorzy, trzymający indywidualne źródła światła, pozwalające na uzyskanie wielu efektów cieniowych na ekranie, zapowiada znacznie więcej. A potem przenosimy się na ekran, twórcy korzystają głównie z epidiaskopu i trzydziestominutowy spektakl wydaje się nie mieć końca. Szkoda. Pewnie to nowe i ważne doświadczenie dla kowieńskiego zespołu, wymagające niezwykłej precyzji i staranności, ale na efekty trzeba jeszcze poczekać (chyba, że – co wielce prawdopodobne w instytucjonalnym teatrze – doświadczenie to okaże się jednorazowym spotkaniem z teatrem cieni).

Taka konsekwencja w oswajaniu teatralnych środków jest niezbędna, by uzyskać ponadprzeciętne rezultaty. Tego dowiódł wczorajszy spektakl holenderskiego teatru obiektu TAMTAM, prowadzony od z górą czterech dekad przez Gérarda Schiphorsta i Marije van der Sande. Są oni plastykami, od lat pracują z teatrem przedmiotu eksplorując wciąż, spopularyzowaną w latach 90. XX wieku, technikę jednoczesnego, na żywo kreowanego świata przedstawionego i finalnego efektu wszelkich działań animacyjnych oglądanych przez widzów na ekranie, ustawionym tuż obok realnego atelier twórców budujących spektakl na żywo na scenie.

Objektentheater TAMTAM tym razem zaprezentował spektakl Wspomnienia z przyszłości. Fake news dla Marsa, bardzo pesymistyczną historię opowiadającą o ekspedycji ludzi od dawna mieszkających na Marsie (akcja toczy się w 2250 roku) na Ziemię, by pokazać jej urodę i piękno jaką cieszyła się w przeszłości. Ta przeszłość niepowrotnie przeminęła i groza Ziemi, suchej i niemal umarłej planety nie ma już nic fascynującego, co sprawia, że członkowie ekspedycji decydują się na wysyłanie do bazy fake newsów, będących montażem starych przedmiotów znalezionych, widoczków z pocztówek odkopanych wśród gruzów i tworzą taki nieprawdziwy obraz rzeczywistości, z którym aż nadto dobrze zaznajamiają nas współczesne media.

Spektakl powstał w czasach pandemii, stąd i naturalny smutek, przygnębienie i brak nadziei, jakich wszyscy doświadczyliśmy kilka lat temu. I to pewnie jest troszkę nazbyt przewidywalne w przedstawieniu, rozgrywającym się bez słów. Ale techniczna strona spektaklu, oglądana na żywo, rzeczywiście wprawia w podziw. Zwłaszcza, że wszystko jest dziełem dwojga artystów. Zmontowane na scenie filmowe studio animacji łączące kilka różnych planów, odmienne techniki filmowania i animacji, rozmaite środki ekspresji (przewijane horyzonty, niemal filmowe klipy, bezpośrednia animacja, błyskotliwe wykorzystanie technik archeologicznych, chwilami doprawdy zaskakująca wyobraźnia) jest zaiste fascynująca.

A tworzą to przedstawienie nie tyle aktorzy/lalkarze/performerzy, ile wrażliwi artyści, którzy przed laty wybrali środki teatralne, którymi chcą się posługiwać i nieustannie odkrywają ich nieskończone możliwości. Jaką przyjemność niosą w sobie sceny, gdy członkowie ekspedycji badają odnalezione ziemskie szczątki przy użyciu przedmiotu w rodzaju sondy: zetknięcie się „czujnika” z przedmiotem wywołuje jakby pamięć przedmiotu, dźwięk, głos, chciałoby się powiedzieć – obraz. Tak, bo przedmioty, animanty, w teatrze ożywionej materii, we współczesnym teatrze lalek naprawdę żyją i tylko wytrawni twórcy są w stanie dotrzeć do ich świadomości, świadomości lalki. I tu zaczyna się obszar teatralnej magii. Czasami udaje się z nią spotkać, ale nawet najlepszym artystom – tylko czasami.

 

Fot. tamtamtheater.nl, Bogumił Gudalewski

Kontakt
close slider


    Marek Waszkiel

    Będzie mi miło, jeśli do mnie napiszesz:

    Polityka prywatności

    You cannot copy content of this page