Lalkarze świata: Neville Tranter

Jest to pełna wersja artykułu o Neville’u Tranterze. Jego znacznie skrócona edycja (po polsku i w języku angielskim) ukazała się w “Teatr Lalek” 2023, nr 1, ss. 7-20.

Tekst o Neville’u Tranterze powinien otwierać cykl publikowanych tu rozpraw o współczesnych lalkarzach świata. Nie tylko dlatego, że Tranter rozpoczynał swoją karierę wcześniej niż Frank Soehnle, Ilka Schönbein, Duda Paiva czy Yngvild Aspeli. Nie tylko dlatego, że przynajmniej od dwóch generacji jest wciąż jednym z najbardziej poszukiwanych nauczycieli-mistrzów. Wydaje mi się, że reprezentuje on najważniejsze cechy współczesnego lalkarstwa, wypełnionego rozmaitymi animantami. Dotyczą one samej lalki i zupełnie nowych relacji budowanych między lalką i jej animatorem. Relacji, których wcześniej, przynajmniej na taką skalę, nie znaliśmy i nie praktykowaliśmy. Oczywiście, zdarzały się wyjątki, jak na przykład Jan Wilkowski w Guignolu w tarapatach (Teatr Lalka, Warszawa 1956), w Spowiedzi w drewnie (Teatr Lalek Pleciuga, Szczecin 1983), czy Eric Bass w Jesiennych portretach (Sandglass Theatre, 1982). Ogólnie rzecz biorąc, w XX wieku aktor-lalkarz nie był równorzędną wobec lalki postacią, jej partnerem. Był animatorem, kreatorem tworzonego świata, świata wymyślonych postaci tworzonych przez artystów-plastyków, scenografów czy lalkarzy. Czasem pozostawał niewidzialny, czasem istniał na scenie równolegle z lalką. Jego widzialna lub niewidzialna obecność w gruncie rzeczy nie była najważniejsza. Najważniejsza była lalka.

Wraz z Nevillem Tranterem i rozwijającym swoją działalność niemal w tym samym czasie (lata 80. XX wieku) japońskim lalkarzem Hoichi Okamoto, utrwalał się nowy kształt teatru lalek – teatru ożywionej materii. Teraz aktor pojawiał się obok lalki. Mógł on pełnić różne funkcje. Zawsze rzecz jasna odpowiadał za animację form nieożywionych i czynił to w sposób jawny, choć czasem niewidoczny dla widza, gdyż sama technika animacji mogła być ukryta. Ale aktor był przede wszystkim partnerem lalki. Grał jakąś postać sceniczną, podobnie jak lalka. I były to postaci równorzędne. Aktor-człowiek nie dominował w przestrzeni teatralnej. Pokazywał świat, w którym istota ludzka, on sam, i nieożywiony obiekt funkcjonują na tych samych prawach. Doskonale było to uwidocznione w spektaklach Hoichiego Okamoto.[1] Postaci tworzone przez ruch aktora przypominający taniec, posługującego się maskami okrywającymi własną twarz i oblicze lalki, dokonującego zaskakujących przemian sprawiały, że trudno było oddzielić lalkarza od lalki i opowiadanej historii. Chwilami niepodobna było odgadnąć, czy obnażone części ciała aktora należały do niego samego czy wykreowanej postaci scenicznej, a może obydwu naraz, które zatracały się w teatralnym istnieniu.

Równie precyzyjnie ujawniał i rozwijał swój lalkowy język Australijczyk Neville Tranter, twórca Stuffed Puppet Theatre. Tranter zdecydował się na kompletnie inne lalki, poniekąd wyprowadzone z muppetów Jima Hensona, ale powiększone, pozbawione nóg, obdarzone wyłącznie korpusem i mimicznymi twarzami, z ogromnymi ustami i oczyma oraz wielkimi dłońmi, przy których dostojna postać samego Trantera-aktora maleje. Lalki Trantera są  karykaturalne, groteskowe, mają wyrazistą kolorystykę, ostry makijaż i agresywne kostiumy. To wszystko wyróżnia je na scenie, wydobywa ich nieożywione kształty na plan pierwszy. Neville Tranter jest też mistrzem animacji i interpretacji. Mówi za wszystkie postaci, modulując głos, zmieniając jego timbre i tak ustawia się wobec lalki, że często nie dostrzegamy nie tylko ruchu jego warg, ale nawet twarzy. Oblicze lalki i jej perfekcyjną artykulację widzimy za to doskonale. Tranter jest aktorem dramatycznym i, jak Hoichi Okamoto przeniósł w przestrzeń lalkowych przedstawień świadomość ciała i technikę tańca butoh, tak Tranter przeniósł warsztat aktorski. Jego spektakle, niezależnie od lalkarskiej wirtuozerii, są mistrzowską aktorską kreacją jednocześnie kilku-/kilkunastu postaci lalkowych. Tranter jest nie tylko interpretatorem ról granych przez lalki, ale i ich animatorem. Bywa jako aktor służącym swoich bohaterów, bywa ich asystentem. Zawsze jest przede wszystkim partnerem pojawiających się animantów, występując w jakiejś roli jako żywy aktor. Zdarza się nawet, że dodatkowo komplikuje swoje aktorskie zadania i – oprócz granej przez siebie postaci – jawi się jako demiurg, który kreuje całą tę skomplikowaną teatralną rzeczywistość, wielopiętrowy świat teatralnej matafory. Ta mnogość ról wykonywanych przez jednego artystę stała się odtąd jedną z zasad wyróżniających współczesne lalkarstwo, ale niewielu osiągnęło mistrzostwo w tej materii.

Tranter i Okamoto włączyli do lalkarstwa nowe dyscypliny, sztukę aktorską i body art. I odtąd wielu najwybitniejszych lalkarzy swoje umiejętności animacyjne wyposażać będzie w perfekcyjną znajomość warsztatu innych dyscyplin artystycznych, innych sztuk, także cyrku, pantomimy, tańca, wideo, sztuk plastycznych… Współczesne lalkarstwo jest bowiem czymś więcej niż tylko sztuką animacji, choć animacja pozostaje jego podstawowym wyróżnikiem.

Kariera Neville’a Trantera rozpoczęła się w Australii. Urodził się w 1955 roku w rodzinie górniczej w Toowoomba w stanie Queensland. Marzył o zawodzie nauczyciela. Studiował w szkole artystycznej, ucząc się teatru, malarstwa[2] i rzeźby, ale to właśnie  spotkanie z amerykańskim reżyserem Robertem Gistem, u którego przez cztery lata opanowywał klasyczne aktorstwo oparte na metodzie Stanisławskiego, wpłynęło na zmianę życiowych decyzji. Na drugim roku studiów opiekun ich grupy zaprosił Barbarę i Billa Turnbullów, którzy prowadzili tradycyjny teatr lalek Billbar Puppet Theatre i „szukali kogoś, komu mogliby przekazać swój warsztat”.[3] „Widziałem po raz pierwszy na żywo spektakl lalkowy… odkryłem lalki i ich świat fantazji, i od razu wiedziałem, że będę pracował z lalkami”.[4] U Turnbullów uczył się sztuki animacji oraz przede wszystkim konstruowania własnych animantów. Tworzenie lalek zawdzięcza Barbarze Turnbull, która pochodziła z Wiednia, miała w swojej wspaniałej kolekcji wiele książek, głównie niemieckich, związanych także z rzeźbieniem w drewnie. Niemieckie lalki, często o silnym ekspresjonistycznym wyrazie, realistyczne, a czasem abstrakcyjne, były doskonałym wzorem podczas nauki rzeźbienia. Barbara nadzorowała tę pracę, wręcz zmuszała Trantera do wypracowania własnego stylu.[5]

„Bezpośrednio po skończeniu studiów przez pół roku pracowałem w Melbourne, w przykościelnym teatrze marionetkowym, gdzie dzień w dzień wystawialiśmy biblijną historię o Dawidzie i Goliacie. Nigdy nie widziałem widzów ani ich reakcji, nie wiedziałem, czy moja lalka patrzy na miejsce, które jest przez kogoś zajęte. Byłem tylko ja i lalki. Nie dawało mi to satysfakcji, więc rzuciłem tę pracę. Eksperymentowałem także z innymi formami – od masek, przez płaskie formy, po pacynki. Najwięcej nauczyła mnie praca w teatralnej restauracji – zainspirowany dokonaniami Jima Hensona w pewnym momencie sięgnąłem po talking puppets (lalki muppetowe) i one okazały się strzałem w dziesiątkę.”[6]

W 1976 wraz z przyjaciółmi założył Stuffed Puppet Theatre[7]. Po raz pierwszy wystąpił przed publicznością w klubie nocnym w Melbourne, pokazując kabaretowe lalkowe show, rodzaj politycznego kabaretu z muzyką na żywo. Zmaganie się z niezbyt trzeźwą widownią nauczyło go pokory wobec odbiorców i nade wszystko poważnego ich traktowania, ale okazało się też trampoliną do dalszej kariery. Jego lalkowy program, wraz z inną australijską grupą kabaretową, został zaproszony na amsterdamski Festival of Fools – ważną imprezę  teatru otwartego, alternatywnego i ulicznego. Lalki dwudziestotrzyletniego Trantera przyjęto w Holandii entuzjastycznie, co w konsekwencji zdecydowało o osiedleniu się w Europie i zamieszkaniu w  Amsterdamie. Od samego początku chciał grać wyłącznie dla widzów dorosłych i nie musieć daleko podróżować, by do nich dotrzeć, co w Australii stanowiło duży problem.

W ciągu czterdziestu z okładem lat działalności Neville Tranter zrealizował ponad 20 solowych przedstawień, od Studies in Fantasy (1982) po UBU (2021). Sięgał po różne techniki lalkowe, odwoływał się do rozmaitych konwencji teatralnych, zanim ostatecznie ukształtował swój własny styl. Niezmienna pozostawała wyłącznie jego więź z animantami. „Lalki pomogły mi stać się lepszym aktorem. Potrafią przedstawiać każdy aspekt ludzkiej duszy, od niewinności po zło. I potrafią to robić z niesamowitą szczerością.”[8]  W rozmowie z Agatą Drwięgą rozwijał tę myśl: „Lalki mają taką specjalną właściwość, są znakami ludzkich postaci. Dzięki temu, że same nie są ludźmi, z ich pomocą na scenie można pokazać każdy aspekt człowieczeństwa. W chwili, w której odkryłem tę ich moc, przeraziłem się i czułem przy nich niepewnie – zrozumiałem, że nie mogę z nimi konkurować. Wejście na scenę z lalką jako jej równorzędny partner kosztowało mnie ogromnie dużo odwagi. Kiedy przyjechałem do Holandii, jeszcze nie znałem holenderskiego, ale w pewnym momencie pozwoliłem swoim lalkom mówić w tym języku. […] One to potrafiły! Prawie bez obcego akcentu! Natomiast kiedy sam próbowałem coś powiedzieć, każdy szybko orientował się, że jestem obcokrajowcem. Wiem, że to brzmi dziwnie… Ta relacja jest po prostu bardzo nieoczywista. Z jednej strony doskonale wiem, że moje lalki żyją dzięki mnie, ale z drugiej za każdym razem czuję, że w jakiś tajemniczy sposób są autonomicznymi bytami.”[9]

Pierwszy solowy spektakl Trantera, Studies in Fantasy, składał się z zestawu krótkich etiud. Był to program rozrywkowy dla dorosłych, wykorzystujący pantomimę, niewielką ilość tekstu oraz pacynki i marionetki, m.in. marionetkowego klowna, który nie umiał zdecydować się czy wybrać czerwoną, czy białą różę. To po tej premierze artysta zdecydował, by używać form ludzkich rozmiarów: najbardziej bezpośrednich i zarazem praktycznych; mogła je równie dobrze widzieć publiczność pierwszych rzędów, jak i miejsc oddalonych od sceny.

Wydaje się, że swój indywidualny styl Tranter zaczął kształtować poczynając od premiery The Seven Deadly Sins (Siedem grzechów głównych, 1984). Sztuka, oparta w zasadzie na jednej scenie z Tragicznej historii doktora Fausta Christophera Marlowe’a, była serią etiud rozgrywających się między aktorem-Tranterem, mającym na twarzy wyrazistą złotą maskę Mefistofelesa, służącego i adwokata Belzebuba, i lalkami przedstawiającymi siedem grzechów głównych – pychę, chciwość, gniew, zazdrość, obżarstwo, lenistwo i nieczystość. Tranter-Mefisto był niemym adresatem, animatorem i partnerem wszystkich postaci lalkowych, wygłaszających monologi, użalających się nad swoim losem, prowokujących animatora, ale przede wszystkim publiczność, z którą lalki wchodziły w monologowe interakcje. W scenie z Belzebubem (lalka o wilczym pysku, z kłami i wielką paszczą), otwierającej przedstawienie, zarysowana była historia kontraktu o duszę Fausta i zawarte zaproszenie do udziału w spektaklu – rozrywkowym show rodem z piekielnych otchłani, z udziałem grzechów głównych. Tekst scenariusza był tylko zainspirowany Marlowe’em, powstał na potrzeby spektaklu, co stało się odtąd stałą zasadą przedstawień Trantera. Tematy kolejnych przedstawień, często wyprowadzane z wielkiej literatury, ale zasadniczo przepisywane, artysta dostosowywał do potrzeb współczesnej widowni i możliwości scenicznych.

Podobnie jak relacje aktora z lalką, które Tranter buduje w zupełnie nieznany dotąd sposób. Lalki, będące niezależnymi i samodzielnymi postaciami przedstawień, nawiązują  własne związki z publicznością. Zazdrość w Siedmiu grzechach głównych, lalka pozbawiona kończyn, domaga się nóg jednego z widzów. Łasy na kobiece wdzięki służący Moliera z późniejszego o kilka lat przedstawienia, będzie zachęcał przypadkowo dostrzeżoną na widowni osobę do spotkania tête-à-tête po spektalu. Lalki w rękach Trantera czują się swobodnie, reagują na działania lub brak reakcji animatora, wychwytują reakcje sali i odpowiadają na nie, albo prowokują widzów. To są reakcje lalek, nie Trantera-aktora. Na dodatek podejmują tematy delikatne, kontrowersyjne, związane z przemocą, seksualnością, dominacją, agresją, wprawiając niekiedy widownię w zakłopotanie. Objawia się ono czasem osobliwym śmiechem, czasem wycofaniem się widzów, czasem publicznie zgłaszaną krytyką lub zaszokowaniem, jak uczynił to Cary M. Mazer zapowiadając amerykańskie występy Nevilla Trantera z The Nightclub: „kilka lat temu w spektaklu Room 5 [Tranter] jedną [lalkę] biczował, a drugą dusił, a jeśli mnie pamięć nie myli (a wątpię, czy mam taką wyobraźnię, aby to wymyślić), ksiądz-lalka uprawiał seks ze zwłokami innej lalki. W tytułowej roli w swojej wersji Makbeta! dwa lata temu (z tekstem Luka van Meerbeke) wyciągnął lalkowy penis z rozporka i nasikał na zwłoki Duncana, którego właśnie zamordował i udawał, że opłakuje.”[10]

Zanim jednak powstały Room 5 i Makbet! Neville Tranter w 1985 roku przygotował dwa spektakle, grane wielokrotnie w ramach jednego wieczoru: Manipulator oraz Underdog. Łączyła je osobliwa idea przemocy i uległości, dominacji i upokorzenia, realizowana przewrotnie środkami teatralnymi. Obydwa wpisywały się jeszcze w nurt przedstawień złożonych z samodzielnych etiud, które przynajmniej teoretycznie można wymienić na inne, bo nie są to pełne dramaty, jak późniejsze spektakle Trantera, np. Salome, Moliere, Re: Frankenstein, Schicklgruber, Mathilde czy UBU. Manipulator był rodzajem kabaretu, Underdog – swoistą psychodramą, ale obydwa stanowiły jakąś kwintesencję zależności i uwikłań międzyludzkich, a w planie teatralnym – relacji lalkarza i lalki.

W Manipulatorze Tranter, estradowy showman z wymalowanym na twarzy delikatnym ołówkowym wąsikiem, demonstruje serię lalkowych numerów.[11] Opatruje je błyskotliwym komentarzem nawiązującym i do okoliczności grania spektaklu, i widzów zebranych na sali, i przede wszystkim historii opowiadanych przez lalki, które zaprasza do swoich numerów. Prowadzi zajmujące dialogi o ludzkiej/lalkowej kondycji z Nickiem the Nose, którego pozbawia najpierw nóg, potem nosa, z partnerką do tańca, którą w końcu wypycha ze sceny,  z głową lalki, która poszukuje kończyn i ląduje wśród widowni, z sympatycznym psem Le Woof Woof, którego brutalnie tresuje, z lalką Charliego, wyłaniającą się z torby zawieszonej na ramieniu aktora, którą dusi, wreszcie z biedną chińską kaczką, z której wyciska jajka, bo sama nie może ich znieść. I choć ostatni numer z żabą Florissą, która całując Trantera przemienia go w ropuchę jest poniekąd wymierzeniem sprawiedliwości lalek wobec manipulującego nimi lalkarza, nie zmienia to ogólnego wrażenia, że to człowiek-animator dominuje nad światem przywołanych do życia postaci, które są dla niego wyłącznie obiektami manipulacji, bez względu na wyrażane przez nie uczucia i emocje. Relacje aktor-lalka są w spektaklu realizowane na różnych poziomach: tekstowym, interpretacyjnym, animacyjnym, emocjonalnym. Oglądając ten spektakl nawet dziś, po czterech dekadach, trudno nie zachwycić się mistrzostwem Trantera: aktorskim i lalkowym.

„W Underdog – pisał przed laty Julian Leatherdale – temat dominacji i uległości, nieodłącznie związany z konfrontacją lalek i lalkarza w Manipulatorze, jest kontynuowany w jeszcze mroczniejszym tonie, ale znowu metafora teatru jest centralna dla utworu. […] Iluzja jest wspaniałym paradoksem relacji lalka-lalkarz. Oto Tranter jako lalkarz animujący i dający głos lalce, która brutalizuje, kontroluje i uderza głupiego Trantera-aktora. Ta nieustanna gra pomiędzy aktorem i lalką utrzymuje się przez cały spektakl.”[12] Tranter-aktor gra Boya, upokorzonego, wykorzystywanego seksualnie (znakomita scena z doktorem, którego lalka – jakby rozbierając się przed chłopcem – pozbawia się rąk, korpusu i kończyn, a nawet głowy, przekształcając się w obrzydliwego pająka) i niemego zarazem syna złowrogiego impresario Lazarillo, który prowadzi wędrowny Teatru Strachu, Okrucieństwa i Bólu. Boy-Tranter jest łysy, ma obnażony tors, na szyi obrożę, a w jednej ze scen z Lazarillem nawet doczepiony łańcuch, za który ojciec-lalka, której nogi oplatają talię Trantera, wciąga chłopca na arenę. Boy jest niemową, z ust Trantera wydobywają się wyłącznie nieartykułowane dźwięki, ale jego twarz, oczy, usta rysują nieprawdopodobnie dramatyczną postać upodlonego bohatera. Za to lalki – jego matki, ojca, przyrodniego brata, lekarza-pedofila, wreszcie śmierci – rysują pełnokrwiste postaci, którym Tranter oddaje swój głos. I lalki są tego świadome. Potrzebują Boya-niemowy, by móc istnieć na scenie.

Przewrotność, ale i teatralny kunszt Nevilla Trantera w Manipulatorze i w Underdogu wyraża się właśnie niezwykłym partnerstwem aktora i jego scenicznych postaci. Lalki mogą być upokarzane, tłamszone i degradowane, ale ten sam los może spotkać ich twórcę. To animanty osądzają go i sprawują nad nim kontrolę. I mogą być równie czułe albo brutalne jak żywy człowiek. To cechy współczesnego lalkarstwa, partnerstwa aktora i lalki.

W drugiej połowie lat 80. Tranter nie zaprzestawał eksplorowania nowych konwencji i pogłębiania swoich relacji z lalkami. Naturalna zdolność do rozszczepiania własnej osobowości na lalkę, którą odkrył w początku kariery, przyniosła nowe doświadczenia w spektaklu Room 5, psychologicznym trillerze, w którym – bodaj jedyny raz w swojej scenicznej praktyce – przeistoczył się w obsesyjną pielęgniarkę „opiekującą się” pacjentami na oddziale psychiatrycznym. Charakteryzacja aktora sprawiła, że był nierozpoznawalny, a znęcanie się siostry nad lalkowymi pacjentami, m.in. schizofrenicznym chłopcem, który myśli, że zamordował swoją matkę, wpisywało ten spektakl w nurt teatru okrucieństwa.

Studium zła, ludzkiego zła, znalazło – według Juliana Leatherdale’a – swoje apogeum w Makbecie! (1990) napisanym i wyreżyserowanym przez Luka van Meerbeke [Adrian van Dijk], z którym Tranter współpracować będzie jeszcze kilkakrotnie (m.in. przy The Nightclub i Molierze). W spektaklu tym artysta wykorzystał nieco inne lalki, bardzo duże, osadzone na ruchomych stojakach. To pozwoliło Tranterowi na pełniejsze zakomponowanie przestrzeni scenicznej, w której pojawiały się odtąd animanty nie działające wprawdzie, jeśli aktor nie wchodził z nimi w bezpośrednie relacje, ale budujące całościowy obraz sceniczny. Niespodziewana jednoczesna wielość postaci w The Nightclub, Salome, Molierze, Re: Frankenstein, Schicklgruberze, Wampirze, Cuniculus czy Matyldzie zmieniła zasadniczo charakter spektakli Trantera z serii połączonych tematycznie estradowych etiud w rodzaj inscenizacji teatralnych.

Lalki Trantera – jak sam mówi – „w rzeczywistości są bardzo ograniczone”. Wykonane z gumowej pianki pokrytej warstwą kleju i warstwą lateksu są lekkie i wytrzymałe. Ich konstrukcja nie jest skomplikowana i jeśli często wydaje się, że lalki robią o wiele więcej niż mogą, to efekt aktorskiej interpretacji, posługiwania się głosem, sprawności ręki animatora i odpowiedniego oświetlenia. Swoich lalek “nie traktuję jak świętych przedmiotów. Są bite, rzucane w publiczność. To denerwuje niektórych lalkarzy”, przyznaje Tranter, przyzwyczajony do kontrowersyjnych i skrajnych reakcji krytyków i publiczności.[13]

Od początku swojej kariery Neville Tranter sięga po tematy o potężnym ładunku emocjonalnym, wierząc zarazem, że nie narusza bezpieczeństwa widza, bo „w tym teatrze chodzi o codzienną walkę ze śmiercią i życiem. Z takiej energii powstaje. W różnych postaciach spotykamy się z nią na co dzień, nawet jeśli nie zawsze jesteśmy tego świadomi” – mówi. „Teatr to jedyne miejsce, w którym można sobie poradzić z silnymi emocjami.” Przyzwyczajeni do magicznej dwoistości lalkarstwa, zachowujemy przecież jednocześnie dystans do opowiadanych przez lalki historii. „W końcu to tylko lalka; czy powinieneś brać to tak śmiertelnie poważnie?”[14]

Pewnie trudno byłoby jednoznacznie uporządkować twórczość Neville’a Trantera i określić największe jego sukcesy. Bez wątpienia jednak Molier we współreżyserii Luka van Meerbeke (1998) oraz Schicklgruber alias Adolf Hitler (współreżyser Theo Fransz,  koprodukcja z Kleine Spui, Schauspielhaus Wien we współpracy z Wiener Festwochen i Novapool Berlin, 2003) należą do przedstawień najczęściej nagradzanych i komentowanych. Warto przy okazji wspomnieć o okolicznościach ich powstania.

System finansowania przedsięwzięć kulturalnych w wielu krajach jest podobny i często jedynie uzyskane dotacje umożliwiają artystom i zespołom niezależnym kontynuowanie pracy twórczej. „Kiedy wspólnie z reżyserem Adrianem van Dijkiem planowaliśmy rozpocząć pracę nad którąś ze sztuk Moliera, otrzymałem odmowną decyzję odnośnie mojego wniosku, co w praktyce oznaczało, że nie będę miał za co żyć. Najbardziej zabolał mnie nie tyle fakt ucięcia dotacji, co argumentacja – ‘brak artystycznego rozwoju’ oraz ‘szacunku do lalek’. [Uderzenie pięścią w stół.] Poświęciłem teatrowi lalek dla dorosłych całe swoje życie, od przeszło dwudziestu lat pracowałem bardzo ciężko, by ostatecznie usłyszeć taką opinię z ust urzędników! Dlatego zdecydowałem, że zrobię spektakl o samym Molierze oraz o wierności – artysty wobec samego siebie, własnego talentu i pracy, ale także o wierności w małżeństwie, lojalności sługi względem pana… Choć od śmierci Moliera minęło tyle czasu, pewne rzeczy się nie zmieniły: artyści wciąż muszą walczyć o przetrwanie, a z pracy rozliczają ich urzędnicy.”[15] 

Molier był kolejnym solowym spektaklem Neville’a Trantera. Na potrzeby tego szkicu odwołam się jednak do ponownej realizacji tego przedstawienia, przygotowanej kilkanaście lat później przez Trantera w poznańskim Teatrze Animacji (2015). Dla holenderskiego artysty było to spotkanie z sześcioosobowym zespołem aktorskim, na który Tranter rozpisał swój solowy spektakl. „Główny bohater ‘komedyi’ – Jean-Baptiste Poquelin, czyli Molier – jest przez Trantera potraktowany bezceremonialnie – pisał po premierze Juliusz Tyszka – i niczym się nie różni od rozlicznych karykaturalnych bohaterów swych sztuk – śmiesznych starców, tracących powoli kontakt z rzeczywistością, bezczelnie oszukiwanych przez żony, służbę, podwładnych i zwierzchników […]. Molier Trantera jest zwykłym człowiekiem, poruszającym się w kieracie swej codziennej dworskiej konfliktogennej krzątaniny i zdecydowanie pozbawionym znamion wielkości. Oglądamy człowieka, który swą przenikliwą inteligencją i talentem wzniósł się na wyżyny poznania ludzkiej kondycji, lecz aktualnie, w realnym życiu czyni gigantyczne wysiłki, by samemu nie stać się Alcestem i Orgonem jednocześnie. Z Molierem-Pantalonem (głównym animatorem tego muppeta jest Marcin Ryl-Krystianowski) współgra i kontrastuje sługa Antoś (Artur Romański), czyli Arlekin  – nadmiernie ruchliwy, nadpobudliwy, udzielający swych animatorskich i wokalnych ‘usług’ kilku postaciom, sam jednak niezwiązany na dłużej z żadną z lalek. Tranter wsparł fabułę swej opowieści na chorym, symbiotycznym układzie między tymi dwoma postaciami, którego fundamentem jest jakże ludzka Hassliebe, wynikająca z oficjalnej podległości oraz (przede wszystkim) z wzajemnego uzależnienia. Molier jest panem, Antoś sługą, ale – jak to często bywa w życiu i w ‘komedyjej’ – to sługa jest głównym intrygantem i manipulatorem, który niemal w stu procentach kontroluje przyczyny i skutki poczynań swego pryncypała. […] Poruszające są sceny, gdy wspólnie z Romańskim bezceremonialnie, brutalnie, wręcz okrutnie manipulują ciałem Moliera-muppeta, układając go do snu. Swoistym intermedium, a zarazem komediową wisienką na Tranterowskim torcie jest scena adoracji Króla Słońce w wykonaniu całego zespołu dworskich pieczeniarek i pieczeniarzy. Ludwik XIV – złociście przybrany, ukwiecony, uśmiechnięty – radośnie podryguje w takt kilku przebojów mających słońce w tekście bądź w tytule. Mamy tu piękny, różnorodny, słonecznie wazeliniarski repertuar, od nieśmiertelnego przeboju Sopotu‘63 Pust’ wsiegda budiet sołnce Tamary Miansarowej po hippisowski hymn Let the Sunshine In z musicalu Hair.”[16]

Poznański Molier był okazją do zweryfikowania Tranterowskiej koncepcji gry aktora z lalką w wieloobsadowej obsadzie. Ujawnił nowe możliwości, wzbogacił repertuar aktorsko-animacyjnych środków, stanowił bez wątpienia nowe wyzwanie i dla Neville’a Trantera, i dla instytucjonalnego teatru, z którym Tranter spotkał się jako reżyser po raz pierwszy.[17] I musiał być zadowolony z tej współpracy, skoro trzy lata później wrócił do wieloobsadowej realizacji, przygotowując tym razem premierowego Króla Ubu w wileńskim Teatrze Lele (Litwa, 2018).

Przedstawienia teatralne Tranter robi jednak przede wszystkim dla siebie. „Szukam własnego języka do mówienia o tematach, które mnie interesują – mówi. – Kiedy zaproponowano mi zrobienie spektaklu o Adolfie Hitlerze, w pierwszym momencie odmówiłem, uznając, że ten człowiek nie zasługuje na poświęcanie mu uwagi. Jednak potem zacząłem zastanawiać się nad tym, czy jestem w stanie sprawić, by lalki udźwignęły taki trudny i złożony temat. Tak jak wspomniałem, bezgranicznie ufam lalkom i wierzę, że lepiej niż aktorzy potrafią w czysty sposób pokazać wszelkie aspekty ludzkiej natury – od tych najpiękniejszych po najbardziej mroczne. Ich największą siłą jest groteskowość – łatwiej jest wydobyć groteskowość ludzkiej egzystencji przy użyciu lalek niż ludzi. Wiedząc to wszystko, byłem ciekaw, czy potrafiłbym znaleźć sposób na opowiedzenie historii o Hitlerze. Ostatecznie podjąłem się pracy nad tym spektaklem – potraktowałem to jako wyzwanie. Przygotowywałem się do tego przez trzy lata. […] Nie chciałem sam pisać scenariusza; Jan Veldman zgodził się podjąć tego zadania. Usiedliśmy w czwórkę przy kuchennym stole: ja, Jan i dwie wcześniej zrobione lalki – Hitlera i Śmierci. I tak rozmawialiśmy o ostatecznym kształcie scenariusza.”[18] 

Schicklgruber alias Adolf Hitler opowiada o ostatnich dniach Trzeciej Rzeszy i jest osobliwym studium szaleństwa Führera, zamkniętego ze swoimi najbliższymi (Ewa Braun, Joseph Goebbels, Hermann Göring) w bunkrze. Tranter-aktor jest jak zwykle animatorem, służącym, ale gra też żywoplanowego kamerdynera Heinza Linge i lalkową postać Śmierci-klowna, nadającej całości grotesko-humorystyczny odcień. Wykorzystywane w spektaklu lalki to spectrum Tranterowskich animantów: od prościutkich lalkowych główek na patykach przedstawiających dzieci Goebbelsa, których imion ojciec nigdy nie zdołał zapamiętać, poprzez klasyczne połówkowe muppety (Hitler czy Goebbels z kulą, na której Tranter wspiera lalkę pozbawioną nóg), po pełne postaci (Braun, Göring i Śmierć). Wykorzystuje rozmaite ruchome wózki, stelaże do osadzenia lalek, wypełnia przestrzeń sceniczną rozmaitymi rekwizytami, budując rozległy entourage dla swojej wirtuozerskiej pracy aktora i lalkarza.

W Schicklgruberze artysta sięgnął po kolejny mroczny temat ludzkich namiętności, dla których znalazł fascynującą teatralną wizję. Kilka lat później uczynił to w Wampirze (2006), gdzie eksplorował świat relacji nastolatków i ich rodziców, potem w Cuniculus (2008) – przypowieści o zachowaniu i utracie człowieczeństwa, rozgrywającej się w króliczej norze, gdzie rozwijał temat ludzkiej odmienności, a w Matyldzie (2012) – jakże aktualny dziś problem starości, przeżywanej w domu opieki, będącym dla jednych krwiopijczym interesem, dla pensjonariuszy – ostatnią próbą ocalenia własnej godności i nieustającą ludzką pogonią za umykającym szczęściem.

Nie rezygnując z własnych solowych artystycznych planów, które przyniosły m.in. Puncha i Judy w Afganistanie (2009), The King (2015), przewrotny i chwilami obrazoburczy Babylon (2018), Neville Tranter od lat fascynuje się związkami lalkarstwa i muzyki. Poczynając od 2005 roku, gdy uczestniczył wraz z zaprojektowanymi przez siebie lalkami w Orestei Yannisa Xenakisa do tekstu Ajschylosa (Muziektheater Hollands Diep, reż. Cilia Hogerzeil), następnie reżyserował i występował w Acis i Galatei, kameralnej operze Haendla w Szwajcarii (2007) z Freitagsakademie (Berno), z tym samym zespołem wystawił Dydonę i Eneasza Henry’ego Purcella w 2010 roku. Realizacje operowe, często poprzedzone warsztatami lalkowymi, specjalnie przygotowywanymi dla śpiewaków, otwierały przestrzeń dla nowych lalek (czasem transparentnych, tworzonych z osadzonej na szyi głowy i rąk na drążkach), zwłaszcza dla nowych relacji lalki i aktora-wokalisty, zarazem animatora.

W 2019 napisał i wraz z Nikolausem Habjanem wystąpił w wyprodukowanym przez  Schauspielhaus Graz w Austrii przedstawieniu The Hils Are Alive (Wzgórza żyją), luźno opartym na klasycznym hollywoodzkim musicalu Sound of Music, ale będącym wciąż żywą i aktualną satyrą na austriacką politykę, problemy związane z uchodźstwem i zawierającym groteskowe skojarzenia z historycznymi i współczesnymi kontekstami, choć niekiedy nieczytelnymi dla postronnego widza. Lecz znów, jak w najlepszych spektaklach Neville’a Trantera, dominuje wyśmienita aktorsko-lalkowa interpretacja, zwłaszcza że Nicolaus Habjan – co jest doprawdy rzadkością – dorównuje swoim mistrzostwem Neville’owi Tranterowi. Swoistego smaczku premierze austriackiej dodaje fakt, że Habjan – jako czternastolatek – spotkał się z Tranterem w 2001 roku uczestnicząc w warsztacie lalkarskim prowadzonym przez artystę w Grazu. Kilkanaście lat później razem zrealizowali mistrzowski spektakl.

Ostatnim solowym spektaklem Neville’a Trantera jest UBU (2021) oparty na sztuce Alfreda Jarry’ego. Powrócił do niego po kilku latach od wileńskiej inscenizacji, ale powstało zupełnie inne przedstawienie. Tranter, przepisując na nowo tekst Jarry’ego, dodał nieistniejącą w oryginale postać o imieniu Nobody (Nikt), z którą identyfikuje się na scenie jako żywy aktor wobec wszelkich innych postaci-lalek. Jak zawsze konfrontuje publiczność z jej lękami i marzeniami. Tym razem głównym tematem jest żądza władzy. W finałowej scenie sięga po nią Nobody, tak jak to obserwujemy we współczesnej polityce. Jego zamach na władzę powstrzyma chwilowo Byczysław, syn zdetronizowanego króla, ale czy na długo? Opuszczając salę teatralną wsłuchujemy się w amerykański hymn państwowy, choć moglibyśmy pewnie zastąpić go hymnami wielu innych mocarstw. Tak, to już czas Nobodych.

Być może UBU Neville’a Trantera to jego ostatni solowy spektakl. W ciągu czterech dekad udało mu się ujawnić wiele ciemnych stron człowieczeństwa. Teraz chce się poświęcić pracy dydaktycznej i reżyserskiej, a w obydwu tych specjalnościach ma wyjątkowo dużo do zaproponowania.

Wszechświat Neville’a Trantera nabiera kształtów na scenie. Artysta „otoczony jest stworzeniami wielkości niemal ludzkich, o ogromnych twarzach i dłoniach. Rozcięte usta, błyszczące oczy są przerażające, zabawne lub poruszające. Ich obecność jest tak silna, że widzimy tylko lalki: wzrok widzów jest nieustannie przyciągany do nich, a nie do niego, ludzkiego aktora, bardzo żywego. Neville Tranter jest ich głosem, przewodnikiem, sługą. Uwielbia ten dziwny związek, ten związek siły i czułości między panem a sługą, twórcą a lalką.”[19] Lalki Trantera nie mają nóg i to też bardzo świadoma decyzja artysty. Uznał, że nie są one  elementem niezbędnym. „Jeśli dodasz lalce nogi, one ożyją, będą rozpraszać uwagę widza swoim ruchem, bo wszystko co się porusza na scenie przyciąga uwagę. Jeśli lalki muszą poruszać się po ziemi, wydłużam kostium postaci.”[20]

„Lalki mogą przedstawiać każdy pojedynczy aspekt ludzkiej natury, a ja mogę to pokazać, sprawiam, że jest to widzialne. Wszystko: protest, ciemna strona człowieczeństwa, miłość, każdy aspekt natury ludzkiej. Możesz użyć lalki, by to pokazać. Dla aktora to trudniejsze; w wypadku lalki, która jest maską, działa to bezpośrednio. Lalkę po prostu widzimy. Oczywiście, trzeba odkryć, jak to zrobić.”[21]

 „Lalka to rzecz sama w sobie – mówił Neville Tranter przed kilkoma laty w świetnym dokumentalnym filmie His Master’s Voice. – Jest własnym bytem, ​​ma swoje życie, więc możemy projektować własne myśli i emocje na tę istotę jako przedmiot. Ufałem lalce, ufam im całkowicie. Akceptują mnie takim, jakim jestem i nie oceniają mnie. W jakiś sposób czuję się bezpiecznie z lalką, ale nie jestem sentymentalny, bynajmniej. Kiedy lalka jest skończona i jest OK […]  w mojej głowie już nie żyje, to wszystko. Nie rozmawiam z moimi lalkami w domu, nie, nie.”[22]

Tranter nie gromadzi także wymyślonych i wykorzystywanych w różnych przedstawieniach animantów. Jedynym wyjątkiem jest Mr. Zeno, który towarzyszy artyście od trzydziestu lat, odkąd pojawił się w wodewilu The Nightclub jako połówka „World Famous Duo Anthony & Zeno”, gdzie Anthony’ego grał Tranter, a Zeno był lalką, pełną lalką, mającą nawet nogi. „Ma taką właściwość, że potrafi zagrać każdą rolę – od dziecka, przez młodą dziewczynę, po starca, nawet zwierzę. Prowadzę z nim wszystkie warsztaty, bo żadna inna lalka nie nadaje się do treningu tak dobrze jak on.”[23] A warsztaty, które Neville Tranter prowadzi od kilku dekad, to już zupełnie inna historia. Uczestniczący w nich młodzi lalkarze z różnych uczelni i ośrodków lalkarskich, także lalkarze-profesjonaliści z całego świata, odkrywają nieznany im świat relacji aktor-lalka. Tranter jest niezrównanym mistrzem, doskonałym nauczycielem, konsultantem, opiekunem różnych projektów artystycznych. Niejednemu artyście dopomógł w nadaniu ostatecznego kształtu powstającym przedstawieniom.

 

„Moje pierwsze solowe przedstawienie (Anioł), powstało pod opieką Trantera – wspomina Duda Paiva. – Kilka spędzonych z nim dni podczas prób zrewolucjonizowało mój wewnętrzny świat. Trening z nim nie tylko rozwinął moje umiejętności lalkarskie, ale ukształtował oddanie się sztuce animacji, dla której później znalazłem własną drogę. Neville Tranter uczynił mnie wierzącym [w siłę animacji]. W 2008 roku zaprosiłem go do wyreżyserowania Malediction (Przekleństwo). Chciałem zrobić spektakl bez słów, w którym przeplata się wiele baśni i ma oryginalną fabułę. Zapytał mnie – ‘dlaczego?’ (Jak wiadomo, jest mistrzem przedstawień opartych na  tekstach.) ‘Ponieważ masz choreograficzny umysł’ – odpowiedziałem. ‘Lalkarstwo to rytm’ – podsumował. Zachowam w mojej serdecznej pamięci okres prób do Bruce Marie podczas lockdownu związanego z  covid-19. Byliśmy tylko we dwóch, śmiejąc się z absurdów, jakie robi nam lalka i vice-versa, jedząc cynamonowe bułeczki z kawą, jakby świat za drzwiami teatru był bezpiecznym miejscem.”[24]

Warto przytoczyć jeszcze jedną opinię, tym razem sformułowaną przez Yael Rasooly, izraelską lalkarkę, reżyserkę i wokalistkę, która obecnie pracuje z Neville’m Tranterem nad swoim najnowszym spektaklem solowym o Edith Piaf. „Moje ciało na zawsze zachowa fizyczne wspomnienie ostatniej sceny Frankensteina Neville’a Trantera, jednego z pierwszych przedstawień lalkowych, jakie widziałam. Stał tam sam, w końcu bez lalek, po mistrzowsko przeprowadzonym spektaklu obnażającym ludzkość w całej okazałości, kruchości, brutalności, który od pierwszej sekundy wzbudził we mnie całkowity podziw, i całym swoim ciałem naładowanym niewiarygodną elektrycznością śpiewał The Cold Song Purcella. Moje życie zmieniło się na zawsze. Zdałam sobie sprawę z siły tej formy sztuki, w której mogę mieć i dom, i głos, i nawet mogę pójść dalej, powiedzieć – że ja sama i całość mojego doświadczenia jako osoby, jako artystki – ma miejsce w tym naszym świecie. Innymi słowy zakochałam się. Przez lata spotykaliśmy się wiele razy na festiwalach, ale zajęło to prawie dwie dekady nim pojawił się odpowiedni moment i mój projekt dotarł do ​​Nordland Visual Theatre. W całej swojej karierze pracowałam z różnymi niekonwencjonalnymi lalkami, maskami, zdecydowanie przedmiotami – ale ta nowa kreacja wymaga ode mnie po raz pierwszy pracy z muppetami (!) oraz nowego rodzaju języka teatralnego i pracy solo. Jesteśmy na początku intensywnego, krótkiego procesu, który znów był po prostu transformacyjny. Przyszłam na salę prób z pewnymi pomysłami, wizjami i osobistą historią, którą zarówno z wielką pasją, jak i przerażeniem chcę przedstawić na scenie. Ale czułam, że jestem w bezpiecznych, najbardziej wrażliwych i zarazem decyzyjnych rękach. Dlatego mój wewnętrzny głos reżyserski mógł zamilknąć, a słuch performera-wykonawcy wyostrzyć się i otworzyć się całkowicie na partnerstwo. Neville ma zdolność pracy jednocześnie nad najbardziej drobiazgowymi elementami, narzucając określony kierunek spojrzenia, dokładną długość oddechu (jak mówi, to wszystko jest techniką… to choreografia), jednocześnie trzymając esencję historii, plan dramaturgii, siłę napędową każdej postaci, wszystko po to, by rzeźbić na żywo ludzkie emocje. Jego wiedza, intuicja, precyzja, mistrzostwo i hojne, piękne serce są tam w całej okazałości. Kiedy posuwamy się szybko i skrupulatnie, powtarza mi po raz setny: ‘Yael, za dużo robisz/mówisz. MNIEJ ZNACZY WIĘCEJ. Zaufaj lalce.’ Mam zaszczyt nazywać go moim nauczycielem, moim przewodnikiem, moim współpracownikiem, moim przyjacielem.”[25]

Neville Tranter to nie tylko jeden z najwybitniejszych twórców współczesnego lalkarstwa. To mądry, czuły, wrażliwy człowiek. I nawet jeśli podtrzyma zamiar zamknięcia swojej solowej kariery, będziemy mogli wciąż go oglądać w ostatnich spektaklach: Matyldzie, Babilonie i UBU, a w 2024 roku w The Hills Are Alive, który pojawi się ponownie, tym razem  na scenie Deutsches Theatre w Berlinie.

 

 

[1] Szerzej o twórczości Hoichiego Okamoto zob.: Marek Waszkiel, Lalkarze świata / Puppeteers of the World: Hoichi Okamoto, „Teatr Lalek” 2021, nr 2-3 (144-145), ss. 46-57; wersja online zob: https://www.marekwaszkiel.pl/2021/07/04/puppeteers-of-the-world-hoichi-okamoto/[2] Neville Tranter do dziś uprawia malarstwo i ma w swoim dorobku wiele indywidualnych wystaw swojej twórczości, m. in. w USA, Szwajcarii, Niemczach, Holandii, Danii. [3] Teatr lalek to nie futbol /The Puppet Theatre is Not Football. Z Nevillem Tranterem rozmawia Agata Drwięga / Agata Drwięga talks to Neville Tranter, „Teatr Lalek” 2016, nr 3-4; wersja online: https://www.teatrlalek-pismo.pl/2021/01/teatr-lalek-to-nie-futbol-z-nevillem.html[4] Helen Kaye, The Fantasy Maker, „The Jerusalem Post” 21.05.2007; wersja online: https://www.jpost.com/arts-and-culture/entertainment/the-fantasy-maker. [5] Z rozmowy autora z Nevillem Tranterem, Silkeborg 13.11.2022. [6] Teatr lalek to nie futbol, loc. cit. [7] „Słowo ‘stuffed’ ma wiele różnych znaczeń: obżarty, wypchany, pluszowy, a w Australii ‘to get stuffed’ oznacza także ten gest. [Pokazuje środkowy palec.] Ta nazwa bardzo pasowała do tego spektaklu.” (Ibidem.) [8] Kaye, loc. cit. [9] Teatr lalek to nie futbol, loc. cit. [10] Cary M. Mazer, https://web.english.upenn.edu/~cmazer/stuffed.html[11] W pierwszej wersji Manipulatora Tranter zakrywał jeszcze twarz maską. „’Dużo czasu zajęło mi zrezygnowanie z maski, aby stać się silną postacią obok lalki’ – mówi Tranter. Do roli aktorskiej w Manipulatorze – oprawcy zamiast ofiary – wydawało się, że potrzeba było jeszcze większej odwagi i Tranter ostatecznie zrzucił karykaturalną maskę dopiero w dziesiątej wersji spektaklu, pięć lat po jej pierwszym wykonaniu.” (Julian Leatherdale, Magic, Madness and Puppetry, OZ Arts (Australia) No 4, 1992, ss. 80-87,  https://ozarts.net.au/images/oz-arts/1992-issue4/de-seven.pdf.) [12] Julian Leatherdale, Magic, Madness and Puppetry, OZ Arts (Australia) No 4, 1992, ss. 80-87,  https://ozarts.net.au/images/oz-arts/1992-issue4/de-seven.pdf[13] Ibidem. [14] Wypowiedzi Trantera cytuję za tekstem Juliana Leatherdale’a, ibidem. [15] Teatr lalek to nie futbol, loc. cit. [16] Juliusz Tyszka, Gargantuicznie, https://teatralny.pl/recenzje/gargantuicznie,1366.html[17] W rzeczywistości pierwsze spotkanie Trantera z dużym zespołem miało miejsce w 2007 roku w szwajcarskim Freitagsakademie Bern, gdzie wyreżyserował i sam jako animator wziął udział w realizacji opery Georga Friedricha Haendla Acis i Galatea, z ośmioma muzykami i piątką śpiewaków animujących jednocześnie, czasem w zaskakujących kombinacjach, małymi pacynkami-muppetami. [18] Teatr lalek to nie futbol, loc. cit. [19] Fragment recenzji z „Le Monde”, cyt. za: https://www.stuffedpuppet.nl/francais/[20] Z rozmowy autora z Nevillem Tranterem, Silkeborg 13.11.2022. Swoją drogą słuszność decyzji o rezygnacji z nóg lalki widać wyraźnie np. w Salome (1996), bodaj ostatnim spektaklu Trantera, w którym jedna z postaci (John ex-więzień) miała nogi. [21] Ibidem. [22] La Voix de son Maître (His Master’s Voice), scenariusz i reż. Manuelle Blanc, ARTE France – AGAT Films & Cie, 2013. [23] Teatr lalek to nie futbol, loc. cit. [24] Fragmenty z listu Dudy Paiva do autora, 29 XI 2022. [25] Wypowiedź Yael Rasooly z listu do autora, 9.12.2022.

 

Zdjęcia z archwium Stuffed Puppet Theatre, autorzy fotografii: Wim Sitvast, Michael Kneffel, Bernhard Fuchs, Jan Boeve, Carla Kogelman.

Puppeteers of the World: Neville Tranter

Reprinted from: Marek Waszkiel, Lalkarze świata / Puppeteers of the World: Neville Tranter, “Teatr Lalek” 2023, No.1, pp. 7-13 (Polish version), 14-20 (English version).

Neville Tranter represents the most significant features of contemporary puppetry suffused with assorted animants. They pertain to the puppet as such and the totally new relations created between the puppet and its animator. Previously, we were unfamiliar with those relations, at least upon such a scale, nor did we practice them. Neville Tranter and the Japanese puppeteer Hoichi Okamoto, expanding his activity almost at the same time, jointly consolidated the new shape of the theatre of animated matter. Now, the actor appeared alongside the puppet. He was always responsible for the animation of inanimate forms and did so openly, albeit upon occasion in a manner invisible for the spectator since the very technique of animation could be concealed. Above all, however, the actor was the puppet’s partner. He played the part of a stage character, similarly as did the puppet. And these were equal dramatis personae. The actor-person did not dominate theatrical space. He showed a world in which the human being, the actor as such, and the inanimate object function according to the same principles, as brilliantly visualized in the Okamoto spectacles[1]. Characters created by the actor’s motion resembling dance and using masks concealing his face and that of the puppet, were the reason why it was difficult to distinguish the puppeteer from the puppet and the recounted story.  

Neville Tranter disclosed and developed his puppetry language just as precisely. He opted for totally different puppets derived from Jim Henson’s muppets, but enlarged, deprived of legs, and granted solely the trunk and mimic faces with enormous eyes and mouths, as well as large hands next to which the imposing figure of Tranter-the actor grows smaller. Tranter’s puppets are grotesque caricatures, endowed with vivid colours, harsh make-up, and aggressive costumes. All these features distinguish them on stage and bring forth their inanimate shapes to the foreground. Neville Tranter also speaks for all the characters, modulating his voice and changing its timbre; he stands vis-à-vis the puppets in such a manner that we often do not notice not only the motion of his lips but even his face. Instead, we see perfectly the face of the puppet and its impeccable articulation. Tranter is a dramatic actor, and just as Okamoto transferred into the space of puppet spectacles an awareness of the body and the technique of the butoh dance, so Tranter transferred the actor’s skills. His spectacles, regardless of their puppetry virtuosity, remain a masterly actor’s creation of simultaneously several puppet characters. As an actor Tranter occasionally serves his protagonists, and upon occasions assumes the function of their assistant. He is always predominantly the animants’ partner by performing his role as a live actor. Upon occasions, he even additionally complicates his acting tasks and appears, apart from the character played by him, as a demiurge creating the entire intricate theatrical reality, the multi-tier world of the theatrical metaphor. From then on, this multitude of roles enacted by a single artist has turned into one of the principles distinguishing contemporary puppetry, although not many have attained mastery in this domain.  

Tranter and Okamoto introduced into puppetry new disciplines, the art of acting, and body art. Since then numerous most outstanding puppeteers began to outfit their animation skills with perfect knowledge of the skills of other fields of the arts, such as the circus, pantomime, dance, video, and visual arts…  After all, contemporary puppetry is more than the art of animation, although animation remains its fundamental distinguishing feature.

Neville Tranter’s career began in Australia. He was born in 1955 in a miner’s family in Toowoomba (Queensland). As an art academy student he learned about the theatre, painting[2] , and sculpture, but changed his life decisions after meeting the American director Robert Gist, with whom he spent four years studying classical acting based on the Stanislavsky method. During the second-year course the students’ tutor invited Barbara and Bill Turnbull, founders of the traditional Billbar Puppet Theatre. “I saw my first live puppet show… discovered puppets and their world of fantasy, and I knew immediately that I would work with puppets”[3]. The Turnbulls taught Tranter the art of animation and, predominantly, the construction of auteur animants. Tranter owes the skill of making puppets to Barbara Turnbull, born in Vienna; her magnificent collection included numerous books on wood carving. Realistic and sometime abstract German puppets, frequently featuring a vividly Expressionistic form, were excellent models. Barbara supervised Tranter’s work and outright forced him to devise his own personal style[4].

Upon graduation Tranter spent half a year working in a church marionette theatre in Melbourne, where he took part in daily performances of the story of David and Goliath. “I never actually saw the spectators or their reaction, nor did I know whether my marionette was looking at a seat taken by someone. It was only I and the puppets. I found this so unsatisfactory that I resigned from my job”[5] – he recalled. He also experimented with other forms – spanning from masks and flat forms to hand puppets. Work in a theatre restaurant where, inspired by the accomplishments of Jim Henson, Tranter turned to muppets, proved to be a breakthrough.  

Together with his friends in 1976 Tranter established the Stuffed Puppet Theatre[6]. His first appearance in front of an audience took place in a Melbourne night club, where he staged a puppet show, a sui-generis political cabaret with live music. Subsequently, he was invited to the Festival of Fools in Amsterdam, where the puppet program of the 23 years old Tranter enjoyed an enthusiastic reception, consequently decisive for settling down in Europe and taking up residence in Amsterdam. From the very onset Tranter wished to perform exclusively for an adult audience.   

In the course of more than forty years Neville Tranter staged over twenty solo spectacles, from Studies in Fantasy (1982) to UBU (2021). He employed assorted puppetry techniques and evoked various theatre conventions before ultimately moulding a style of his own. Only his bond with animants remained unchanged. “Puppets have helped me to become a better actor. They can portray every aspect of the human soul from innocence to evil. And they can do this with an incredible honesty…”[7]. “Puppets possess a special quality and embody human beings. Due to the fact that they are not humans it is possible with their help to show on the stage every aspect of humanity. The moment I discovered their powerful capacity I became alarmed and uncertain – I understood that I could not compete with them. Entering the stage together with a puppet as its equal partner took a lot of courage. […] On the one hand, I realize that my puppets exist thanks to me but, on the other hand, upon every occasion I feel that in some mysterious way they are autonomous beings”[8].

Studies in Fantasy, Tranter’s first solo spectacle, was composed of a set of short etudes. This form of entertainment intended for adults resorted to pantomime, a limited text, as well as hand puppets and marionettes. After the premiere the artist decided to make use of man-sized forms – the most direct and, at the same time, practical.   

Apparently, Tranter began to shape his individual style from the time of the premiere of The Seven Deadly Sins (1984). The play, based on a single scene from The Tragical History of the Life and Death of Doctor Faustus by Christopher Marlowe, was a series of etudes involving an actor (Tranter), whose face was concealed by an expressive golden mask of Mephistopheles – the servant and advocate of Beelzebub, and puppets representing the seven deadly sins – lechery, gluttony, greed, sloth, anger, envy and pride. Tranter-Mephisto was the mute addressee, animator, and partner of all the puppet-characters delivering monologues, despairing over their fate, and provoking the animator, but predominantly the public with whose members the puppets entered into monologue interactions. The opening scene with Beelzebub (a puppet with a wolf’s muzzle, fangs, and great jaws) outlined the story of the contract involving Faust’s soul and an enclosed invitation to take part in the spectacle – an entertainment show straight out of the depths of Hell involving the seven deadly sins. The text of the scenario, merely inspired by Marlowe, was written for the needs of the spectacle – an approach which from then on became a permanent principle of Tranter’s productions. The themes of successive spectacles, frequently derived from great literature but basically transcribed, were adapted by the artist to the requirements of the contemporary audience and staging potential.  

The same holds true for relations between the actor and the puppet, which Tranter construes in a heretofore entirely unknown way. Envisaged as independent dramatis personae, the puppets establish their own relations with the audience. In Seven Deadly Sins jealousy, personified by a puppet deprived of limbs, claims the legs of one of the spectators. In a spectacle staged several years later Molière’s Servant, sensitive to feminine charms, urges an at random noticed member of the audience to enjoy a tête-à-tête after the show. Puppets handled by Tranter feel at ease, respond to their animator’s activity or absence of reaction, capture the reactions of the spectators and act on them, or else provoke members the audience. These rejoinders are that of the puppets, and not Tranter-the actor. In addition, they broach upon delicate and controversial topics associated with violence, sexuality, domination, and aggression, at times embarrassing the audience. Upon occasions, this response makes itself known in peculiar laughter, the withdrawal of the spectators, publicly expressed critique or shock, as in the case of Cary M. Mazer announcing American presentations of Neville Tranter’s The Nightclub: “[…] a few years ago in Room 5 he flagellated one [puppet] and strangled another, and if memory serves (and I doubt that I have the imagination to have invented this) had a priest-puppet engage in sex with the corpse of another puppet. In the title role of his version of Macbeth! two years ago (with a text by Luk van Meerbeke), he drew a puppet-penis from his fly and peed on the corpse of Duncan, whom he had just murdered and pretended to mourn”[9].

In 1985, prior to Room 5 and Macbeth! Neville Tranter prepared two spectacles: Manipulator and Underdog. Both share a curious concept of violence and submission, domination and humiliation perversely realized by theatrical means. Both were still part of a current of spectacles composed of independent etudes, which at least theoretically could be exchanged for others since they are not complete dramas, as in Tranter’s later productions. Manipulator was a cabaret of sorts, Underdog – a sui generis psychodrama, but both constituted the quintessence of inter-personal dependencies and involvements, and in theatrical terms – of relations between the puppeteer and the puppet.  

In Manipulator Tranter – a stage entertainer sporting a moustache delicately drawn with a pencil – demonstrates a series of puppet acts[10] outfitted with witty commentary referring to the circumstances of playing the spectacle, the gathered members of the audience, and, predominantly, the stories told by the puppets which he invites to take part in his acts. He conducts scintillating dialogues about the human/puppet condition with Nick the Nose, whom he first deprives of legs and then the nose, with a female dancing partner, whom he ultimately pushes off the stage, with a puppet’s head searching for limbs and landing among the audience, with Le Woof Woof, an amiable dog which he subjects to brutal training, with Charlie, a puppet emerging from the actor’s shoulder bag and ultimately strangled, and, finally, with a wretched Chinese duck from which he squeezes out the eggs it is incapable of laying. And although the last number, involving a frog named Florissa, which by kissing Tranter changes him into a toad, appears to be an act of justice meted out by the puppets it does not alter the general impression that it is man-the animator who dominates the world of the characters which he brings to life and which for him remain exclusively objects of manipulation, regardless of the emotions expressed by them. The actor-puppet relations in the spectacle are realized upon different levels: textual, interpretation, animation, and emotional. Watching it, even today, after four decades, it is difficult not to admire Tranter’s mastery both as actor and puppeteer.    

”In Underdog, the theme of dominance and submission, inherent in the powerplay of puppet and puppeteer in Manipulator is continued in an even darker vein, but again the metaphor of the theatre is central to the piece. […] The illusion is a wonderful paradox of the puppet-puppeteer relationship. Here is Tranter as a puppeteer controlling and giving voice to the puppet which brutalises, controls and strikes dumb Tranter. This back-and-forth illusion of actor/puppeteer is unflaggingly sustained throughout the play”[11]. Tranter-the actor plays the part of Boy, the humiliated, sexually abused (in a brilliant scene with a Physician, in which the puppet – as if undressing in front of Boy – divests itself of hands, torso, limbs, and head, thus transforming itself into a disgusting spider), and mute son of the sinister impresario Lazarillo, director of the travelling Theatre of Fear, Cruelty, and Pain. Boy-Tranter is bald, with a bared chest, wears a dog collar and in one of the scenes with Lazarillo even a chain which the Father-puppet, whose legs entwine Tranter’s waist, uses to drag Boy onto the arena. Boy is mute, and Tranter utters solely inarticulate sounds, but his face, eyes, and lips express the extraordinarily dramatic character of the humiliated protagonist. On the other hand, puppets portraying Mother, Father, Half-brother, Paedophile-Physician, and, finally, Death, create full-blooded characters, to whom Tranter lends his voice. And the puppets are aware of this: they need the mute Boy so that they could exist on stage.

In Manipulator and Underdog Neville Tranter’s perversity, but also his theatrical skill, are expressed precisely by the extraordinary partnership of the actor and his stage characters. Puppets may be humiliated, degraded, and crushed, but the same plight might befall their creator. It is the animants that judge and control him. And in doing so they may be as tender or brutal as a living person. Such are the features of contemporary puppetry, the partnership of actor and puppet.  

In the second half of the 1980s Tranter did not cease exploring new conventions and deepening his relations with puppets. The natural ability to split his own personality into himself and the puppet, which he discovered at the onset of his career, offered new experiences in Room 5, a psychological thriller, in which – probably the only time in his stage praxis – Tranter turned into an obsessive nurse “caring for” the patients of a psychiatric ward. The actor’s make-up rendered him unrecognizable, and the nurse’s abuse of puppet patients, i.a. a schizophrenic boy convinced that he had murdered his mother, placed this spectacle within the current of the theatre of cruelty.

According to Julian Leatherdale, an apogee of the study of human evil is to be found in Macbeth! (1990), written and directed by Luk van Meerbeke [Adrian van Dijk], with whom Tranter was to co-work upon several other occasions (i.a. on The Nightclub and Molière). In this spectacle the artist made use of slightly different puppets – very large and mounted on mobile stands. This approach enabled him to achieve a more complete composition of stage space, which from that time featured animants that remained passive as long as the actor did not establish direct relations with them, but nonetheless constructing a holistic stage image. The simultaneous multiplicity of characters in The Nightclub, Salome, Molière, Re: Frankenstein, Schicklgruber, Vampire, Cuniculus or Mathilde changed fundamentally the character of Tranter’s spectacles from a series of thematically linked etudes into theatrical stagings of sorts.   

Tranter maintains that his puppets “are in fact very limited”. Made from rubber foam covered with a layer of glue and latex, they are light and resilient. Their construction is not complicated and if it often appears that the puppets do much more than they are capable of then this is the effect of the actor’s interpretation, the use of his voice, the animator’s manual skilfulness, and suitable lighting. “I don’t treat them [my puppets] as sacred objects. They get punched and beaten, thrown into the audience. This upsets some puppeteers”, Tranter admits, accustomed to the controversial and extreme reactions of critics and public alike.  

From the very onset of his career Neville Tranter made use of extremely emotional themes in the belief that this does not infringe the security of the spectator. “This theatre is about the daily struggle with life and death. That’s the kind of energy it comes from. In different forms we face it every day even if we’re not always aware of it” – he states. “The theatre is the only place you can deal with strong emotions….”. Accustomed to the magical duality of puppetry we still retain a distance towards stories told by puppets. ”It is only a puppet after all; should you take it so deadly seriously?”[12].

Putting the oeuvre of Neville Tranter into unambiguous order and describing his greatest successes would probably prove to be a difficult task. Indubitably, however, Molière (1998) and Schicklgruber alias Adolf Hitler (co-director: Theo Fransz, 2003) belong to the most often awarded and commented spectacles. Incidentally, it is worth mentioning the circumstances of their origin.

Molière was written as a result of a refusal to award Tranter a grant intended for a new spectacle based on a text by the French playwright. ”This is why I decided to make a spectacle about Molière and loyalty – of the artist to himself, his talent, and labour, as well as faithfulness in marriage, the allegiance of a servant towards his master… Although so much time has passed since Molière’s death certain things have not changed – artists still have to struggle to survive and their work is judged by civil servants”[13].

This was Neville Tranter’s consecutive solo spectacle. At this point, however, I would like to refer to a subsequent realisation prepared in 2015 at Teatr Animacji (Poznań). For the Dutch artist it denoted working with an ensemble composed of six actors for whom he wrote out his solo spectacle. “Antoś (Artur Romański), servant and Harlequin in one  – excitable and hyperactive, offering his animation and vocal ‘services’ to several characters, but himself not linked for longer with any of the puppets, interacts and contrasts with Molière-Pantaloon (the chief animator of this puppet is Marcin Ryl-Krystianowski)”[14]. “Tranter based the plot of his story on a sick, symbiotic arrangement between those two characters […]. The scenes in which, together with Romański, they casually, brutally, and outright cruelly manipulate the body of the Molière muppet while putting him to bed, are poignant”[15].

The Poznań version of Molière was an occasion to verify Tranter’s conception of actor and puppet performing in a multi-player cast. It revealed fresh potentials, enhanced the repertoire of actor-animation measures, and indubitably posed a new challenge both for Neville Tranter and the institutional theatre – this was Tranter’s first encounter with the latter as director[16]. He must have been pleased with such cooperation because three years later Tranter once again returned to a multi-player production, this time while working on a premiere of Ubu Roi at the ”Lėlė“ puppet theatre (Vilnius, 2018).

Nonetheless, Tranter stages theatre spectacles predominantly for himself. ”I make theatre seek a language for speaking about topics that I find interesting. When it was proposed that I do a spectacle about Adolf Hitler, at first I refused… Later, however, I started to wonder whether I was capable of rendering puppets capable of dealing with such a difficult and complex topic. I trust puppets implicitly and believe that they can show lucidly all aspects of human nature – from the most beautiful to the murkiest – much better than actors. Their greatest strength is their grotesque nature – it is easier to extract the grotesqueness of human existence by using puppets than people”[17].

Schicklgruber alias Hitler describes the last days of the Third Reich and is a curious study of the frenzy of the Führer enclosed in a bunker together with those closest to him. Tranter-the actor is, as always, the animator, but he also plays the part of the servant Heinz Linge and the Death-Clown puppet character, endowing the entire spectacle with a grotesque-humorous tinge. The puppets used in the production comprise a spectrum of Tranterian animants, spanning from extremely simple heads of puppets on rods, representing the children of Goebbels, whose names their father was always incapable of remembering, followed by classical half-muppets (Hitler or Goebbels with a crutch, on which Tranter supports a puppet deprived of legs), to complete characters (Eva Braun, Göring, and Death). Tranter uses assorted mobile carts and racks for arranging the puppets, fills the entire stage with numerous props, and creates a vast entourage for his virtuoso work as actor and puppeteer.  

In Schicklgruber the artist sought a successive dark theme of human passions, for which he discovered a fascinating theatrical vision. Several years later he did the same in Vampire (2006), in which he explored the world of relations between teenagers and their parents, and, subsequently, in Cuniculus (2008) – a story about the preservation and loss of humanity taking place in a rabbit’s burrow – in which he pursued the theme of the preservation and loss of humanity. In Mathilde (2012) Tranter embarked on the very topical problem of old age experienced in a nursing home, which for some is a bloodsucking business venture and for the inmates – an ultimate attempt at salvaging their dignity and an incessant human pursuit of evading happiness.  

Without resigning from his solo artistic plans, which resulted in, i.a. Punch and  Judy in Afghanistan (2009), The King (2015), and the perfidious and, at times, iconoclastic Babylon (2018), Neville Tranter has for years remained fascinated with  links between puppetry and music. First, in 2005 he took part, together with the puppets he designed, in Oresteia by Iannis Xenakis to the text by Aeschylus (Muziektheater Hollands Diep, director: Cilia Hogerzeil); subsequently, he directed, and played in, Acis and Galatea, the chamber opera by Haendel performed at Freitagsakademie Bern (2007), and then, in 2010, he produced, together with the same company, Dido and Eneas by Henry Purcell. Opera stagings, often preceded by puppetry workshops, paved the way for new puppets (sometimes semi-transparent and made of a head mounted on a neck, and hands on rods) and especially for new relations between the puppet and the actor-vocalist and, simultaneously, the animator. In 2019 Tranter wrote and, together with Nikolaus Habjan, appeared in The Hills Are Alive, a spectacle produced by Schauspielhaus Graz (Austria), loosely based on the classical Hollywood musical The Sound of Music, but still a relevant and topical satire on Austrian politics, tackling problems connected with exiles and containing grotesque associations with historical and contemporary contexts. Once again, just as in Tranter’s best spectacles, the dominating component is the brilliant actor-puppet interpretation, especially considering that Nicolaus Habjan’s expertise – and this is a true rarity – equals that of Neville Tranter.

Tranter’s last solo spectacle is UBU (2021), based on the play by Alfred Jarry. He returned to it several years after the Vilnius staging, but the outcome proved to be an entirely different production. While re-writing Jarry’s text Tranter added a character named Nobody, absent in the original version, with whom he identifies on stage while appearing as a live actor. As always, Tranter confronts members of the audience with their fears and dreams. This time the prime theme is longing for power, for which Nobody reaches out in the closing scene. His coup is temporarily halted by Bougerlas, son of the dethroned monarch, but for how long? We leave the theatre to the accompaniment of the U.S. national anthem, although it could be probably replaced by anthems of many other powers. Yes, this is the era of Nobodies. Tranter reveals that UBU is his last solo spectacle.  

The Neville Tranter universe assumes shape on stage. “On stage, he [the artist] is surrounded by creatures of almost human size, with enormous faces and hands. Parted lips, flashing eyes, they are horrifying, droll or poignant. Their presence is such that we see only the puppets […] Neville Tranter is their voice, their guide, their servant. He loves this strange relation, those rapports of force and tenderness between the master and the servant, the creator and the puppet”[18]  Tranter’s puppets do not have legs, and this too is the artist’s deliberate decision – he acknowledged that legs are not an indispensable element. ”If you add legs to the puppet they will come alive, disturb the spectator’s attention by their motion because all that moves on stage draws attention. If puppets have to move on the ground then I lengthen the costume of the given character”[19].

”Puppets can present every single aspect of human nature, and I can show this, make it visible. Everything: protest, the dark side of humanity, love, every aspect of human nature. You can use puppets to show this. This is more difficult for the actor; in the case of the puppet which is a mask this works directly. We simply see the puppet. Obviously, one has to discover how to do this”[20]. ”A puppet is a thing in itself. It is its own being, has a life of its own, and thus we can project our thoughts and emotions upon this creature conceived as a subject. I trusted the puppet, and I trust them totally. They accept me the way I am and do not judge me. In some way I feel secure with the puppet, but I am by no means sentimental . […] I don’t talk with my puppets at home, no, never”[21].

Tranter also does not collect the devised animants used in assorted spectacles. The only exception is Mr. Zeno, who has been accompanying the artist for the past thirty years, from the time when it appeared in the vaudeville: The Nightclub as the other half of the “World Famous Duo Anthony & Zeno”, in which the part of Anthony was played by Tranter and Zeno was a complete puppet, even outfitted with legs. “At a certain moment I realised just how extraordinary it is, being capable of playing every part – from a child and a young girl to an old man or even an animal. I use it for all my master-classes since no other puppet is as suitable for teaching as this one”[22]. For several decades, workshops conducted by Neville Tranter are already totally different. Their participants discover the unknown world of actor-puppet relations. Tranter is the unequalled master, excellent teacher, consultant, and supervisor of different artistic projects. He assisted quite a few artists in their efforts to grant final shape to nascent spectacles.

“My first solo spectacle (Angel) was created under the guidance of Tranter” – Duda Paiva recalls. “Few days spent in his company in the course of theatre rehearsals revolutionized my inner world. His coaching not only developed my puppetry skills, but shaped my dedication to the art of animation, towards which I later discovered a path of my own. Neville Tranter turned me into a believer [in the power of animation]. In 2008 I invited him to direct Malediction. I wanted to produce a spectacle without words, with numerous intertwined stories and an original plot. He asked me – ‘why?’ (As is well known, he is a master of spectacles based on texts). ‘Because you have a choreographic mind’ – I answered. ‘Puppetry is rhythm – he summarized”[23].

It is worth citing yet another opinion, this time that of Yael Rasooly, the Israeli puppeteer, director, and vocalist presently coworking with Neville Tranter on her most recent solo spectacle about Edith Piaf. “My body will retain forever the physical  memory of the last scene of Neville Tranter’s Frankenstein, one of the first puppet spectacles I ever watched. He stood there all alone, ultimately without puppets, after a skilfully directed spectacle laying bare humanity in all its grandeur, fragility, and brutality, which from the very first second aroused my total admiration, and with his entire body, charged with incredible electricity, he performed Purcell’s The Cold Song. My life changed forever. I became aware of the force of this form of art. […]. Neville is capable of working simultaneously on the most minute elements, of imposing a particular direction of the gaze, a precise breath length (he says that all this is technique… it is choreography), at the same time retaining the essence of the story, the plan of the dramaturgy, the motive force of each character, all for the purpose of sculpting human emotions anew. His knowledge, intuition, precision, skilfulness, and generous, beautiful heart are there in all their magnificence. When we progress rapidly and scrupulously he repeats for the hundredth time: Yael, you do/speak too much. LESS MEANS MORE. Trust the puppet”[24].

Even if Neville Tranter upholds his intention to resign from creating new solo spectacles we shall still be able to watch him in Mathilde, Babylon, and UBU, and in 2024 in The Hills Are Alive at the Deutsches Theatre in Berlin.

 

[1]  On Okamoto’s works see: M. Waszkiel, Lalkarze świata/Puppeteers of the World: Hoichi Okamoto, “Teatr Lalek” 2021, no. 2-3. [2]  Up to this day Neville Tranter is involved in painting and his accomplishments include numerous one-man exhibitions, i.a. in the USA, Switzerland, Germany, The Netherlands, and Denmark. [3]  H. Kaye, The Fantasy Maker, “The Jerusalem Post” 21.05.2007. [4]  From an interview with Neville Tranter, Silkeborg, 13.11.2022. [5] Teatr lalek to nie futbol /The Puppet Theatre is Not Football. Z Nevillem Tranterem rozmawia Agata Drwięga /Agata Drwięga Talks to Neville Tranter, ”Teatr Lalek” 2016, no. 3-4. [6]  “The word: ‘stuffed’ has many meanings: to become stuffed after gorging on food or a stuffed soft toy, while in Australia ‘to get stuffed’ also denotes this gesture. [Shows the middle finger.] The name was extremely fitting for the spectacle which we presented… “(ibidem). [7]  Kaye, loc. cit. [8]  Teatr lalek to nie futbol, loc. cit. [9]  C. M. Mazer, https://web.english.upenn.edu/~cmazer/stuffed.html  [10]  In the first version of Manipulator Tranter still hid his face behind a caricatured mask, which he finally threw away five years after the premiere. [11]  J. Leatherdale, Magic, Madness and Puppetry, “OZ Arts”, no. 4, 1992. [12]  I cite Tranter’s statements after Julian Leatherdale, ibidem. [13]  Teatr lalek to nie futbol, loc. cit. [14]  Naturally, during the premiere solo interpretations of both parts – that of Molière and his servant – were played by Tranter (footnote – Marek Waszkiel). [15]  J. Tyszka, Gargantuicznie (In a Gargantuan Manner)   https://teatralny.pl/recenzje/gargantuicznie,1366.html [16]  Actually, Tranter’s first encounter with a large cast took place in 2007 in Berne, where he directed and, as an animator, took part in the staging of the opera Acis and Galatea by Georg Friedrich Haendel, together with eight musicians and five singers, while simultaneously animating, sometimes in surprising combinations, small hand puppets-muppets. [17]  Teatr lalek to nie futbol, loc. cit. [18]  Fragment of a review from ”Le Monde”, cited after: https://www.stuffedpuppet.nl/francais/. Translation into English from the original French. [19]  From the author’s conversation with Neville Tranter, Silkeborg 13.11.2022. By the way, the correctness of resigning from the puppet’s legs is conspicuous in, e.g. Salome (1996), possibly the last Tranter spectacle in which one of the characters had legs. [20]  Ibidem. [21]  La Voix de son Maître, scenario and direction: Manuelle Blanc, documentary film ARTE France – AGAT Films & Cie, 2013. [22]  Teatr lalek to nie futbol, loc. cit. [23]  Fragments from a letter by Duda Paiva to the author, 29.11. 2022. [24] Statement by Yael Rasooly from a letter to the author, 9.12.2022.

 

Photos: Wim Sitvast, Michael Kneffel, Bernhard Fuchs, Jan Beove, Carla Kogelman

Kontakt
close slider


    Marek Waszkiel

    Będzie mi miło, jeśli do mnie napiszesz:

    Polityka prywatności

    You cannot copy content of this page