Fabrizio Montecchi: Poza ekranem

Przedruk z “Teatr Lalek” 2024, nr 4

Artykuł ten powinien kontynuować serię moich tekstów o lalkarzach świata XXI wieku publikowanych w poprzednich numerach „Teatru Lalek”. Fabrizio Montecchi, włoski twórca teatru cieni, jest bowiem nie tylko lalkarskim mistrzem, ale przede wszystkim najwybitniejszym i w pewnym sensie jedynym artystą, który od prawie pół wieku nieprzerwanie, konsekwentnie i fascynująco rozwija współczesne lalkarstwo cieniowe.

Nie zdecydowałem się na napisanie obszernego szkicu o Montecchim, bo jego dzieło przekracza ramy niewielkiego tekstu. Ponadto ostatnie miesiące przyniosły nowe wydanie znakomitej  książki jego autorstwa, zatytułowanej Poza ekranem. Na marginesie tej osobliwej, rewelacyjnie  ilustrowanej publikacji, przygotowanej przez Institut International de la Marionnette w Charleville-Mézières, chciałbym podzielić się kilkoma refleksjami o samym artyście i jego twórczości obejmującej blisko pół wieku. Przygotowana oryginalnie w języku włoskim publikacja ukazała się po raz pierwszy w językach angielskim i niemieckim  w 2015 roku (Wydawnictwo Einhorn), rok później w wersji hiszpańskiej w Argentynie (UNSAM Edita). Nowa francuskojęzyczna edycja, dostępna wyłącznie online, jest nawiązaniem do poprzednich, choć znacznie je rozwija i w jakimś sensie stanowi opus magnum Fabrizia Montecchi.

 Chyba każdy, kogo interesuje teatr lalek, a zwłaszcza teatr cieni, miał okazję zetknąć się z dziełem Fabrizia Montecchi, a przynajmniej z jego nazwiskiem. Blisko sześćdziesięciopięcioletni dziś artysta, mieszkający i pracujący w Piacenzie, przez całe swoje twórcze życie związany był ze słynną włoską grupą teatralną Gioco Vita, powstałą w początku lat siedemdziesiątych i tworzącą – wraz z innymi scenami teatralnym działającymi w Piacenzy – swoiste centrum produkcji teatralnej pod wodzą Diego Maja. Fabrizio Montecchi dołączył do grupy jako nastolatek w drugiej połowie lat siedemdziesiątych i to głównie z jego nazwiskiem kojarzymy narodziny i błyskotliwy rozwój techniki współczesnego teatru cieni eksperymentowany w Teatrze Gioco Vita.

Montecchi (ur. 1960) jest przede wszystkim reżyserem i scenografem, studiował sztukę i architekturę, praktykował techniki animacji, z czasem doprowadził do mistrzostwa umiejętności pedagogiczne i stał się niekwestionowanym leaderem w zakresie współczesnego teatru cieni. Wciąż reżyseruje, rozwija środki plastyczne teatru cieni, pisze, organizuje wystawy, prowadzi działalność dydaktyczną, kieruje specjalistycznymi warsztatami i zajęciami cieniowymi w dziesiątkach instytucji całego świata: teatrach, szkołach lalkarskich, przy okazji rozmaitych festiwali i projektów teatralnych. Z początku pełnił w Gioco Vita funkcję animatora, współtwórcy idei spektakli i działań animacyjnych, potem asystenta reżysera (od Gilgamesza, 1982 i Odysei, 1983), wreszcie przejął odpowiedzialność za całość przedstawień poczynając od Pescetopococcodrillo zrealizowanego w 1985 roku. Choć zdecydowaną większość spektakli zrealizował w Gioco Vita, pracował wielokrotnie z licznymi teatrami na całym świecie, m.in. w Finlandii, Słowenii, Chorwacji, USA, Szwecji. W Polsce przygotował dwa przedstawienia: Widmo Antygony (BTL, 2011) i Żabka(Teatr Animacji, Poznań 2016). Ponadto jako scenograf czy twórca cieni współpracował z wieloma scenami teatralnymi, operowymi i dramatycznymi, m.in. mediolańską La Scalą, Covent Garden w Londynie, teatrami we Francji, Belgii, Kanadzie.

Jego cieniowe przedstawienia od początku kierowane były do dwóch grup widzów: dzieci i dorosłych. Zawsze były to jednak spektakle silnie zaangażowane, dotykające ważnych spraw współczesności, poruszające niebagatelne tematy dziecka (przyjaźń, izolacja, samotność, śmierć) czy uniwersalne problemy człowieka (władza, cierpienie, ludzkie okrucieństwo, zmagania z losem). Z dziecięcych przedstawień zapisały się w mojej pamięci m.in. Alicja w krainie czarów(1997), Circoluna (2001), Pépé i Stella (2006), Ranocchio (Żabka, 2009, 2016), Śmierć i tulipan (2014), Sonia i Alfredo(2020). Fabrizio Montecchi buduje niezwykle klarowną dramaturgię w swoich spektaklach, niespieszną i wielce precyzyjną. Umie wspaniale prowadzić widza, potrafi stopniować napięcia, gdy trzeba – rozśmieszać, gdy trzeba – wzruszać. Ale przede wszystkim cienie przywoływane na ekranach są zaiste magnetyczne. W jego teatrze pulsują wyraziste barwy, a ich paleta wydaje się nieograniczona. Zaś technologiczna różnorodność cieni, odkryta bądź nieujawniana animacja, rozmaitość ekranów, ich ruch na scenie, oryginalność źródeł światła, mieszanie konwencji aktorsko-tanecznych z lalkowymi stanowią niewiarygodny wulkan pomysłów, efektów i wywoływanych wrażeń.

Z repertuaru dla dorosłych trudno nie wspomnieć choćby o legendarnym spektaklu Ognisty ptak, baśni z muzyką, cieniami i tańcem, zrealizowanej na motywach baletu Igora Strawińskiego (1994), do której twórcy powrócili po dwudziestu latach, a odnowiona wersja wciąż jest prezentowana publiczności. Niemal niemożliwa do okiełznania muzyka Strawińskiego eksploduje w tym przedstawieniu wielkim widowiskowym potencjałem teatru cieni. Cielesność tancerzy przenika się z bezcielesnością cienia i wybucha niewiarygodną ekspresją abstrakcyjnych form wypełniających obraz sceniczny. Ten spektakl jest teatralnym arcydziełem.

Fabrizio Montecchi ma w swym dorobku dziesiątki innych niezapomnianych przedstawień: Orlando Furioso(1991), Orfeusz i Eurydyka (1998), z którego scenę wyprowadzania Eurydyki z podziemi zapamiętałem jako jedno z moich najpiękniejszych teatralnych przeżyć. Tancerka grająca Eurydykę wspina się po schodach, rozwijając szeroki i długi pas materii okalającej jej biodra, na którym przy pomocy cieni zobrazowana została cała groza piekła czyhającego na bohaterkę. Cóż za wyobraźnia, jakaż teatralna wirtuozeria!

Do wielkich spektakli Montecchiego należą bez wątpienia Cud w Mediolanie (2002), Sen nocy letniej (2011), Nieistniejący rycerz (2015). Choć Gioco Vita występował wielokrotnie w Polsce, zwłaszcza na festiwalu w Bielsku-Białej, szczególne wspomnienia wiążą mnie z białostockim Widmem Antygony, który to spektakl w zasadzie odkrywał przed polską publicznością możliwości współczesnego teatru cieni. Wkrótce po premierze refleksjami podzielił się sam reżyser: „Podświadomie wyczuwałem ukryte uprzedzenie, które czai się zawsze wtedy, gdy mowa o teatrze cieni; uprzedzenie, które narzuca rozumienie teatru cieni jako formy archaicznej, przestarzałej, niezdolnej do wyrażenia współczesności […] Teatr cieni jest formą przekazu, która do wyrażenia swego potencjału wymaga dyscypliny i całkowitego oddania. Wymaga wejścia do ekspresyjnego uniwersum stworzonego z reguł, które nie zawsze są łatwe do zaakceptowania i przyjęcia. Aby wejść do tego ‘uniwersum’, każdy zaakceptował tę grę, odrzucając coś z własnej natury, w zamian zyskując coś od innych. Tekst, język sceniczny, zamysły reżyserskie, wszystko stało się przedmiotem wymiany doświadczeń i wzajemnego wzbogacania się. W ten sposób przygotowanie spektaklu stało się terenem spotkań, a teatr dogodnym miejscem konfrontacji i wizji.”

Wielu moich kolegów (choć nie wszystkich) zafascynował wówczas współczesny teatr cieni Fabrizia Montecchi. Wielu zachowało jednak wspominane przez artystę uprzedzenia. Troszkę światła na tę oryginalną formę lalkarstwa rzucił Tadeusz Wierzbicki w swoich eksperymentach ze światłem odbitym, a zwłaszcza krakowski Teatr Figur. Ale wciąż teatr cieni jest gatunkiem w Polsce słabo znanym i rzadko pojawiającym się. Może książka Montecchiego Poza ekranembędzie dobrym impulsem do zainteresowania się tą formą, przynajmniej dla tych, którzy mierzą się ze środkami teatru cieni.

Publikacja Poza ekranem nie jest wprawdzie podręcznikiem, praktycznym instruktażem, choć dotyczy wszystkich aspektów współczesnego teatru cieni. To raczej zapis osobistych refleksji, gromadzonych przez lata, obejmujących zarówno teoretyczno-filozoficzny aspekt obecności cieni, w ujęciu estetycznym, nawet historycznym (część pierwsza), jak też relacja z własnych doświadczeń i eksperymentów autora, opartych na ponad sześćdziesięciu zrealizowanych przedstawieniach (trzy kolejne rozdziały). „Syntetyzuje to – pisze Montecchi – co było przedmiotem moich ciągłych badań jako artysty teatru cieni, a mianowicie przywrócenie teatru cieni do kręgów teatralnych poprzez renowację przestrzeni scenicznej i przekształcenie postaci animatora w artystę wykonawcę.”

„Choć cień jest nierozerwalnie związany z działaniem animatora i obiektu, nie wchodzi z nimi w bezpośredni fizyczny kontakt, a jedynie poprzez projekcję. Na tym właśnie polega jedna z oryginalnych cech współczesnego teatru cieni. To jedyny sposób wyrazu teatralnego, w którym pomiędzy wykonanym gestem a postrzeganym obrazem istnieje dystans, przestrzeń. Widz widzi animatora animującego sylwetkę oraz, w pewnej odległości, oddzielony od akcji ją tworzącej, cień. Następnie do widza należy powiązanie obu wydarzeń i odczytanie ich razem i/lub osobno. Gdy akcja jest ukryta przed jego oczami, widz widzi jedynie stworzony obraz, nie będąc w stanie powiązać go z żadnym twórczym gestem.”

Koncepcja teoretyczna współczesnego lalkarstwa cieniowego w ujęciu Fabrizia Montecchi jest równie fascynująca, jak jego dzieła. „Teatr cieni wykorzystuje wszystkie możliwości tkwiące w każdym z trzech typów obecności, w tym dwóch cielesnych i jednego nieuchwytnego, a nie redukuje ich (można powiedzieć, że nie da się tego zredukować) samym cieniem. Jego bogactwo polega właśnie na umiejętności zaproponowania na współczesnej scenie obecności ciała (animatora i obiektu) oraz cienia, ze wszystkim, co niesie ze sobą ich odmienna natura, jako konsekwencjami dla pojęć przestrzeni i czasu. Ciało animatora znajduje się w teraźniejszej przestrzeni i czasie, jest niezastąpionym świadkiem ‘tu i teraz’ teatru. Sylwetka ciała jest obecnością, której status jest zmienny; może odnosić się do innej przestrzeni lub czasu, ale nie zawsze tak jest. Z drugiej strony cień jest obecny, ale wydaje się przebywać w nie-miejscu, które nie należy do fizycznej geografii sceny, w innym miejscu obcym tutaj; w nie-czasie, który nie należy do czasu historycznego, w teraz nierozerwalnym od ‘przed’ i ‘po’, w zawsze nierozerwalnym od ‘nigdy’. Można powiedzieć, że cień nie ma czasu ani przestrzeni, zamieszkuje scenę jako nieobecna obecność lub obecna nieobecność. Jeśli reprezentowanie oznacza uobecnianie tego, czego nie ma, to jestem przekonany, że dzięki różnym typom obecności, poprzez którą się ona objawia, teatr cieni doskonale spełnia to zadanie, wykraczając poza granice tego, co widzialne.”

Książka Fabrizia Montecchi Poza ekranem przedstawia w trzech podstawowych rozdziałach praktyki teatru cieni, jego języki i nauczanie. Omawia urządzenia projekcyjne, źródła światła, ekrany, ciała-obiekty cieniowe, tworzenie sylwetek, dramaturgię przedstawień cieniowych, wreszcie animatora i jego przekształcanie się w performera. Zaopatrzona w dziesiątki fotografii z przedstawień artysty i dużą ilość rysunków technicznych pokazujących sposoby uzyskiwania konkretnych efektów scenicznych jest opisem metody artystycznej Fabrizia Montecchi. Przyzwyczailiśmy się, że rozmaite metody twórcze odnoszą się do praktyk aktorskich, z „metodą” Stanisławskiego na czele. Fabrizio Montecchi stworzył własną metodę, metodę teatru cieni.

Metamorfozy lalek (4): W świetle cienia i kamery

Źródło światła, ekran, cień, epidiaskop, rzutnik multimedialny, kamera – wszystkie te elementy nieożywionej materii wykorzystywane bywają w teatrze lalek. Oczywiście nie tylko w teatrze lalek, ale w tym blogu jest on najważniejszy.

Teatr Lalek z Kowna (Litwa) wystąpił na Metamorfozach Lalek z przedstawieniem Znikający mali ludzie Mildy Mičiulytė, Agnė Sunklodaitė i Giedrė Brazytė, inspirowanym twórczością australijskiej pisarki dla dzieci Elizabeth Mary Cummings. Nie jestem przekonany, czy delikatna, ściszona rozmowa o odchodzeniu, przemijaniu, utracie bliskich – pewnie atrakcyjna i wzruszająca na kartach powieści Cummings – jest dobrym materiałem na przedstawienie teatru cieni, rozgrywającym się bez słów, dość statycznym, może nawet trochę nudnym? Poruszona tematyka powinna budzić wyjątkowe emocje, tymczasem oglądam spektakl z dużym chłodem, z wielkim trudem (albo wcale) nadążając za zmieniającymi się obrazami, klipsowymi historiami różnych rodzin zamieszkujących kamienicę. Nie czuję się nie tylko poruszony mini-opowieściami, ale patrzę na nie z wyjątkową obojętnością. Cóż stąd, że duży ekran wypełniający niemal scenę oferuje i ładną plastykę figur, i mieszanie cieni żywych aktorów z cieniami sylwetek bohaterów, i grę wielkościami, nawet delikatne wprowadzanie pomiędzy czarne cienie koloru, skoro całość przesycona jest ilustracyjnością i pozbawiona emocji.

W sumie uwagę przyciąga głównie technika teatru cieni, słabo u nas znana, a przecież wyjątkowo atrakcyjna we współczesnym lalkarstwie, dość przywołać słynny włoski Teatro Gioco Vita, wielokrotnie goszczący i w Polsce. Tyle, że wykorzystanie środków teatru cieni okazało się dość ubogie. Pierwsza scena z makietą budynków na tle ekranu, wśród której poruszają się animatorzy, trzymający indywidualne źródła światła, pozwalające na uzyskanie wielu efektów cieniowych na ekranie, zapowiada znacznie więcej. A potem przenosimy się na ekran, twórcy korzystają głównie z epidiaskopu i trzydziestominutowy spektakl wydaje się nie mieć końca. Szkoda. Pewnie to nowe i ważne doświadczenie dla kowieńskiego zespołu, wymagające niezwykłej precyzji i staranności, ale na efekty trzeba jeszcze poczekać (chyba, że – co wielce prawdopodobne w instytucjonalnym teatrze – doświadczenie to okaże się jednorazowym spotkaniem z teatrem cieni).

Taka konsekwencja w oswajaniu teatralnych środków jest niezbędna, by uzyskać ponadprzeciętne rezultaty. Tego dowiódł wczorajszy spektakl holenderskiego teatru obiektu TAMTAM, prowadzony od z górą czterech dekad przez Gérarda Schiphorsta i Marije van der Sande. Są oni plastykami, od lat pracują z teatrem przedmiotu eksplorując wciąż, spopularyzowaną w latach 90. XX wieku, technikę jednoczesnego, na żywo kreowanego świata przedstawionego i finalnego efektu wszelkich działań animacyjnych oglądanych przez widzów na ekranie, ustawionym tuż obok realnego atelier twórców budujących spektakl na żywo na scenie.

Objektentheater TAMTAM tym razem zaprezentował spektakl Wspomnienia z przyszłości. Fake news dla Marsa, bardzo pesymistyczną historię opowiadającą o ekspedycji ludzi od dawna mieszkających na Marsie (akcja toczy się w 2250 roku) na Ziemię, by pokazać jej urodę i piękno jaką cieszyła się w przeszłości. Ta przeszłość niepowrotnie przeminęła i groza Ziemi, suchej i niemal umarłej planety nie ma już nic fascynującego, co sprawia, że członkowie ekspedycji decydują się na wysyłanie do bazy fake newsów, będących montażem starych przedmiotów znalezionych, widoczków z pocztówek odkopanych wśród gruzów i tworzą taki nieprawdziwy obraz rzeczywistości, z którym aż nadto dobrze zaznajamiają nas współczesne media.

Spektakl powstał w czasach pandemii, stąd i naturalny smutek, przygnębienie i brak nadziei, jakich wszyscy doświadczyliśmy kilka lat temu. I to pewnie jest troszkę nazbyt przewidywalne w przedstawieniu, rozgrywającym się bez słów. Ale techniczna strona spektaklu, oglądana na żywo, rzeczywiście wprawia w podziw. Zwłaszcza, że wszystko jest dziełem dwojga artystów. Zmontowane na scenie filmowe studio animacji łączące kilka różnych planów, odmienne techniki filmowania i animacji, rozmaite środki ekspresji (przewijane horyzonty, niemal filmowe klipy, bezpośrednia animacja, błyskotliwe wykorzystanie technik archeologicznych, chwilami doprawdy zaskakująca wyobraźnia) jest zaiste fascynująca.

A tworzą to przedstawienie nie tyle aktorzy/lalkarze/performerzy, ile wrażliwi artyści, którzy przed laty wybrali środki teatralne, którymi chcą się posługiwać i nieustannie odkrywają ich nieskończone możliwości. Jaką przyjemność niosą w sobie sceny, gdy członkowie ekspedycji badają odnalezione ziemskie szczątki przy użyciu przedmiotu w rodzaju sondy: zetknięcie się „czujnika” z przedmiotem wywołuje jakby pamięć przedmiotu, dźwięk, głos, chciałoby się powiedzieć – obraz. Tak, bo przedmioty, animanty, w teatrze ożywionej materii, we współczesnym teatrze lalek naprawdę żyją i tylko wytrawni twórcy są w stanie dotrzeć do ich świadomości, świadomości lalki. I tu zaczyna się obszar teatralnej magii. Czasami udaje się z nią spotkać, ale nawet najlepszym artystom – tylko czasami.

 

Fot. tamtamtheater.nl, Bogumił Gudalewski

Notatki z Rosji (3)

 

Syberyjski festiwal

Omsk, V Międzynarodowy Festiwal Teatrów Lalek „W gościnie u Arlekina”, IX 2017

 

Czytaj dalej Notatki z Rosji (3)

Kontakt
close slider


    Marek Waszkiel

    Będzie mi miło, jeśli do mnie napiszesz:

    Polityka prywatności

    You cannot copy content of this page