Pokój Gerdy

 

Kolejny zajmujący spektakl Jany Tuminy!

 

I znów przykład spektaklu, którego największym atutem jest teatralność. Nie opowiadanie historii, choćby najciekawszej, nie dialogowanie, nie uroda tekstu literackiego, choćby i wyjątkowego, ale teatr: wyobraźnia artystów, kreacja świata przedstawionego, gra aktorska, ożywianie wszelkiej materii widocznej na scenie, sztuka animacji, gra światła, przestrzeń dźwiękowa. Ten spektakl trzeba oglądać w kameralnych warunkach, z bliska. Nie tylko dlatego, że wiele obrazów, działań scenicznych ma bardzo niewielkie rozmiary. Ożywają stare fotografie zawieszone na ścianach, których z dystansu nie odczytamy. Niektóre lalki są wielkości ludzkiej dłoni. Bliskość daje też szansę stania się częścią tego przedstawienia, pozwala oddychać mroczną i poetycką zarazem atmosferą, zagłębić się w tajniki ludzkiej duszy, odmęty pamięci. W efekcie roztrząsamy wraz z bohaterką fragmenty przeszłości, które pozostawiły nigdy nie zagojone rany. I przyglądamy się Alisie Olejnik, aktorce, ongiś związanej z Teatrem Derevo, która buduje w roli Gerdy niezwykłą kreację. Gdzie Gerda popełniła błąd? Co zaniedbała? Dlaczego nie zdołała uratować Kaja? To jej obsesja, od której nigdy się nie uwolni. Obsesja kobiety, która wciąż wini się za przeszłość. I ją bezustannie analizuje. Gerda nie ma przyszłości i to pewnie dodatkowa wartość Pokoju Gerdy – jakże wielu widzów, nie tylko rosyjskich, w obawie czy lęku przed tym, co się stanie jutro, przed nieznanym, zapuszcza się w to, co było i tam szuka własnych potknięć albo działań innych osób, które sprawiły, że ominęło nas szczęście.

Pokój Gerdy to spektakl o miłości, siostrzanej miłości, która zrodziła cierpienie. Przyjdzie je dźwigać przez całe życie. Oparty jest na wątkach Królowej Śniegu Andersena, ale w istocie jest to historia Gerdy. Powstał jako rezultat laboratorium Jany Tuminy, prowadzonego we współpracy z petersburskim Teatrem Osobniak. Tumina należy do młodych rosyjskich twórców o dość szerokiej palecie zainteresowań. Przez bodaj ponad dekadę współtworzyła i  reżyserowała spektakle słynnej grupy inżynieryjnego teatru plastycznego Akhe. Potem blisko współpracowała z Rusłanem Kudaszowem z BTK. Wreszcie zdobyła się na samodzielność. Mówi się dość powszechnie, że ostatnie sezony rosyjskiego lalkarstwa upływają pod jej przewodnictwem. Sporo reżyseruje. Myśli obrazem i sensem. Do tekstu odwołuje się, gdy jest on niezbędny. Tak jest i w Pokoju Gerdy.

Na scenie widzimy wyłącznie Alisę Olejnik (Gerda). Poznajemy ją jako staruszkę (aktorka w masce), zgarbioną, w czerni, krzątającą się wśród domowych przedmiotów. Zapewne większość scen powstała w wyniku improwizacji aktorskich, które składała i komponowała reżyserka. To chwilami aktorskie czy aktorsko-przedmiotowe perełki. Przestrzenią Gerdy jest jej pokój. Osobliwe miejsce. Oglądamy trzy ściany z wiszącymi na nich drobiazgami: jakieś płaszcze na haku, czerwone buty – prezent od rodziców z czasów dzieciństwa, wysuwające się ze ściany stół i rodzaj krzesła, półka z książkami, okno – lustro odbijające chwilami obrazy z przeszłości, kilka fotografii, na których widać rodziców oraz Gerdę z Kajem, kilka tajemniczych dziur w ścianach, wahadło zegara odmierzające czas, ale poruszające się w wycięciu ściany, prostopadle do niej, jakby zagarniające czas przeszły i teraźniejszy. Ten pokój od pierwszej sceny żyje. Wszystko w nim jest znaczące, przywołuje wspomnienia. Jest „postacią” w spektaklu, nie dziwi więc, że jego animator (Dmitrij Czupachin) występuje w programie jako grający rolę Pokoju. W rzeczywistości bowiem na scenie są dwie postaci; Gerda – widoczna Alisa Olejnik i Pokój – którego niewidocznym animatorem jest Dmitrij Czupachin, aktor-lalkarz z petersburskiego BTK.

Gerda wchodząc w relacje z poszczególnymi przedmiotami jest staruszką i dziewczynką zarazem. Wspomnienia odmładzają ją, ruchom nadają dziewczęcość. Energiczny taniec przywołuje scenę z dziecięcej zabawy z Kajem na śniegu. Jej suknia staje się na chwilę parawanem, na którym pojawia się lalka Kaja zjeżdżającego na sankach. A zaraz potem uruchomiają się fotografie na ścianie. Rodzice zapowiadają srogą zimę, Kaj marzy o nowych sankach, Gerda o czerwonych butach. Na innej fotografii Gerda zwierza się Kajowi z lęku przed straszną Zimą, on dziarsko obiecuje ją schwytać i rozpuścić na piecu. Postać Kaja opuszcza fotografię i w chwilę później jego mała płaska sylwetka pojawia się nad tylną ścianą pokoju na tle gigantycznej pałuby Królowej Śniegu zabierającej go ze sobą. Za oknem widzimy twarz-maskę starej Gerdy, aktorka kilkoma ruchami przekształca swój kostium, teraz już nie ma maski, jest młodą dziewczyną, która rozpoczyna poszukiwania brata. I znów wspaniałe sceny z animantami, na stole lub na płaszczyznach ścian, symbolizujące drogę przez las, spotkania z ptakami, przeprawę przez rzekę, magiczne przedmioty – w tej roli czerwone pantofelki – podarunek od rodziców, róże ongiś wspólnie hodowane z Kajem. Padają pojedyncze słowa, posuwające zdarzenia. Wśród ożywianych przedmiotów-postaci pojawia się staruszka-wiedźma rewelacyjnie animowana przez Olejnik, pozostawiająca jej małą lalkę Gerdy, a potem ginąca w ścianie pokoju, nakazująca jej zapomnieć Kaja, choć tęsknoty siostry nie da się powstrzymać. Nie da się też odnaleźć Królowej Śniegu.

 

Budowanie rozmaitych sytuacji pomiędzy aktorką, przedmiotami i lalkami animowanymi w niewidoczny sposób na ścianach, tworzą w tym spektaklu nieprawdopodobną magię. Wspomaganą światłem i znakomitymi efektami muzycznymi. Ożywiona materia staje się cząstką realnego świata, Gerda odnajduje w końcu lodowy pałac. Pojawia się nawet Kaj, może tylko w jej marzeniu? Przez scenę przesuwa się płaska figurka, którą pamiętamy z rodzinnej fotografii, a w rękawie wiszącego na ścianie płaszcza także ręka żywego mężczyzny. Ręce Gerdy i Kaja (?) odnajdują się na sekundę. Te plany się nakładają, są jak senne wizje, po których Gerda przybiera znów maskę staruszki. Wraca do swojego życia w kręgu przedmiotów i postaci we własnym pokoju, by za chwilę znów wrócić do przeszłości. Jest teraz rozbójniczką, w której ręce wpada mała Gerda-lalka. Inna technika, teraz cienie, inna perspektywa, spotkanie z jeleniem i zapowiedź dalszej wędrówki przez Laponię, rozegranej na parawanie z białych obrusów. Co i raz pojawiają się postaci już nam znane, Olejnik zmienia role, jest teraz Laponką, znów demonstruje zajmującą technikę aktorskiej interpretacji i gry z lalką, stanowiącą część jej ciała. Pokój Gerdy wypełnia śnieg, z furią aktorka z nim walczy, tańczy, a po zmianie świateł odnajdujemy na scenie znów starą Gerdę.

W finale jedna ze ścian pokoju Gerdy odsłania lodową górę – las sterczących w pionie sopli. Zatem na starość Gerda dociera jednak do zimowej krainy. Ten lodowy ciężar będzie odtąd dźwigać na swych plecach, wraz z pamięcią wszystkiego co się zdarzyło i marzeniem o szczęśliwej przeszłości. Jest i pozostanie zamkniętym w klatce motylem. I taki obraz kończy spektakl. Od przeszłości nie da się uciec.

Osobiście czytam to jako swoiste memento. Przestrogę. Rozpamiętywanie przeszłości to zła droga. Prowadzi do nikąd. I nie daje nadziei. Ale jeśli nawet inna była intencja twórców spektaklu, odbywamy z nimi podróż, w którą warto wyruszyć. By potwierdzić, po co jest teatr, zwłaszcza teatr lalek, niewyobrażalnie pojemny, magiczny i fascynujący.

 

Reż. Jana Tumina, scen. Kira Kamalidinova, technologia Nikołaj Chamov, kostiumy Anisa Kronidova, Laboratorium Jany Tuminy i Teatr Osobniak, Sankt Petersburg, prem. 19 III 2017

 

Kontakt
close slider


    Marek Waszkiel

    Będzie mi miło, jeśli do mnie napiszesz:

    Polityka prywatności

    You cannot copy content of this page