Metamorfozy Lalek (1): “Dracula. Sen Lucy”

Miłośnikom sztuki lalkarskiej nie ma potrzeby przedstawiać francusko-norweskiego zespołu Plexus Polaire i jego liderki Yngvild Aspeli. Choć pokazywał on w Polsce przed kilkoma laty chyba jedynie Popioły, sława ostatnich premier – Moby Dicka według Melville’a i Draculi inspirowanego powieścią Stokera – dotarła do zainteresowanych wiele miesięcy temu. Pierwszą wersję Draculi, z podtytułem Siły ciemności, Aspeli zrealizowała w końcu 2021 roku w Niemczech, w koprodukcji Plexus Polaire i Puppentheater Halle, a kilka miesięcy później powstała druga wersja spektaklu z podtytułem Sen Lucy, eksploatowana wyłącznie przez Plexus Polaire. O niemieckiej wersji pisałem na tym blogu wkrótce po premierze (zob. https://www.marekwaszkiel.pl/2021/11/09/dracula/). Przedstawienie  zaprezentowane podczas białostockich Metamorfoz Lalek jest wariacją wersji drugiej.

I tu nasuwa się pierwsza refleksja, chyba ważna z polskiej perspektywy. Przyzwyczailiśmy się, że teatry „produkują” przedstawienia. Raz wychodzi lepiej, raz gorzej, ale premiera fiksuje ostateczny kształt spektaklu, którego eksploatacja może trwać nawet wiele lat; najczęściej bez nadzoru reżysera, mimo zmian obsadowych i upływającego czasu. Praktyka wielu zespołów na świecie jest całkowicie odmienna. Spektakl nie jest „produktem”, ale żywym aktem twórczym. Ostatni raz widziałem Draculę. Sen Lucy kilka miesięcy temu w Danii i jakież było moje zdumienie podczas białostockiego pokazu? Spektakl nie tylko ugruntował się w zespole aktorskim, ale zmienia się, zyskał nowe sceny, inne rozwiązania plastyczno-świetlne, wydaje mi się, że nawet kompozycyjnie poddany został korekcie, nie wspominając o precyzji animacyjnej i wizualnej.

Nie miejsce w tej krótkiej refleksji na szczegółowe opisy. Dość powiedzieć, że przedstawienie nieustannie żyje. Oglądając je po raz trzeci, odnajduję nieustającą przyjemność obcowania z dziełem artystycznym wciąż zaskakującym. Jak spotkanie z dziełem malarskim, które utkwiło w mojej pamięci, jak z ponowną lekturą książki, która mnie poruszyła, jak z filmem, który przy kolejnych oglądaniach ujawnia nowe szczegóły lub nowe konteksty. Tak też jest, czy raczej powinno być, ze spektaklem teatralnym. I nie chodzi tu wcale o lepszy czy gorszy dzień aktora czy widza sprawiający, że inaczej oglądamy to samo przedstawienie przy kolejnych spotkaniach. To, rzecz jasna, też wpływa na ostateczny efekt, ale najważniejszy jest proces twórczy, który powinien kończyć się w momencie zdjęcia spektaklu z repertuaru, nie wraz z zagraniem premiery.

Druga refleksja ma charakter ogólny. Lalkarze oczywiście mogą wystawiać, nawet z ogromnym aplauzem widzów, przedstawienia aktorskie. Tylko czy to są rzeczywiście lalkarze? Dracula. Sen Lucy pokazuje, że tematyka wystawianych spektakli może dotykać rozmaitych problemów, ale wykorzystywane środki teatralne muszą korespondować z uprawianym gatunkiem sztuki. W teatrze lalek, w teatrze ożywionej materii, podstawowym środkiem teatralnym jest animant i animacja. W przeciwnym razie powodujemy nie tylko bałagan myślowy, ale wręcz uniemożliwiamy wzajemne porozumiewanie się. Doświadczamy dziś tego na każdym kroku, w efekcie tracimy szansę kontaktu, komunikowania się między sobą i to nie tylko w zakresie sztuki.

Dracula Yngvild Aspeli osnuty jest na wątku transylwańskiego wampira i jego ofiary. Nierealne zdarzenia stają się sceniczną rzeczywistością. Twórcy Plexus Polaire wizualizują przed nami sceny, które możemy budować w wyobraźni, albo przeżywać we śnie, czy oglądać na ekranie dzięki skomplikowanym technikom montażu. Zobaczyć je na scenie można wyłącznie w teatrze ożywionej materii: nieustanne przemienianie żywego w nieożywione, rozczłonkowania postaci kilka sekund wcześniej poruszających się i oddychających, przepotwarzanie się bohaterów ludzkich w zwierzęce bestie i latające owady, działania przeczące grawitacji, a przecież realne, przetaczanie krwi „płynącej” po czerwonych nitkach oplatających tytułową Lucy, lewitację bohaterów, nie wspominając już o multiplikacjach, zwielokrotnieniu i transgresji. To wszystko oferuje Dracula. Sen Lucy – lalkowy spektakl Ingvild Aspeli i Plexus Polaire.

Wreszcie ostatnia refleksja odnosi się do interdyscyplinarności przedstawienia i nowoczesnego teatru lalek, teatru lalek dla dorosłych, którzy tłumnie wypełnili wczoraj salę Białostockiego Teatru Lalek. Aktor, animant, światło, wizualizacje, muzyka, kształt przestrzeni i jej wielokrotna zmienność, to elementy, które stanowią jedność, budują jednolity język przedstawienia, język teatru. Ten język nie składa się z poszczególnych elementów, ale z ich jednoczesnego scenicznego istnienia. Nie buduje go nieskończona ilość słów i utopiona w nich historia. Wyjątkowo dobrze sprawdza się popularna ekspresja językowa:  w i d z i a ł e m   przedstawienie teatralne! Aktor + plastyka w ruchu! Jeśli naprawdę chodzi nam o teatr ożywionej materii – niech ona istnieje.

 

Fot. Bugumił Gudalewski

Kontakt
close slider


    Marek Waszkiel

    Będzie mi miło, jeśli do mnie napiszesz:

    Polityka prywatności

    You cannot copy content of this page