Teatralna rozmaitość

 

Ostatnie dwa tygodnie spędziłem na oglądaniu przedstawień. Rozmaitych. 11 spektakli w 7 miastach: Warszawie, Krakowie, Opolu, Bielsku-Białej, Białymstoku, Rydze i Wilnie. Podążając za przedstawieniami lalkowymi nie omieszkałem zajrzeć do teatrów dramatycznych, muzycznych, operowych i off-owych. Było różnie, choć wszystko, co zdołałem zobaczyć przyciąga uwagę, na swój sposób fascynuje. Właściwie każdy spektakl zasługuje na poważną refleksję, ale trzeba byłoby porzucić inne zajęcia i skupić się wyłącznie na pisaniu tego bloga. Niestety, tak się nie da. Zatem garść wrażeń tylko.

 

Krawiec Niteczka, reż. Jarosław Kilian, scen. Magdalena Gajewska – Teatr Lalka, Warszawa

fot. Marta Ankersztejn

Spektakl zaczyna się magicznie: lalka Krawca, wydłużona, patykowata, leżąca bezwładnie na scenie, porusza się, siada, wstaje i wykonuje pierwsze gesty. Nie widzimy nitek, stojący obok Grzegorz Feluś (Józef N.) wydaje się równie zaskoczony, co widownia. Wow!

Potem już dominują aktorzy, choć to bez wątpienia lalkowe przedstawienie, na plan pierwszy przebija się muzyka Grzegorza Turnaua, wykonywana na skrzypcach (i pile!) przez Bartosza Blachurę, obecnego we wszystkich działaniach scenicznych. Wsłuchujemy się w piękne smętne piosenki, smucimy niemrawą dramaturgią, prawdziwe rozczarowanie nadchodzi w scenie zszywania nieba, na którą twórcom być może nie starczyło czasu, a już z pewnością pomysłu.

Widzów na tym spektaklu nie zabraknie. Sympatycy Grzegorza Turnaua powinni być zadowoleni. A teatr lalek? Cóż, ani to klasyka, ani nowoczesność. Szlachetnie przynudnawo!

 

Tod i Trauma, reż., projekt przestrzeni i lalki Tomasz Kaczorowski – Cricoteka, Kraków

Na scenie podest-łóżko, kilka krzeseł, ekran do projekcji powiększonych sekwencji, jedna lalka-obiekt i Alicja Czerniewicz, debiutująca aktorka, właściwie jeszcze studentka Wydziału Sztuki Lalkarskiej w Białymstoku. Dramat (dość słaby) o ułomnościach, ludzkich słabościach, chorobach i niepełnosprawności, o kruchości ludzkiego trwania. Lalka, wykonana znakomicie przez Agnieszkę Polańską, nieco naśladująca rzeźby Giacomettiego (właściwie skąd tu Giacometti?, chciałoby się odwołać do Hôtel de rive Franka Soehnle i Patricka Michaëlisa pokazywanego nie tak dawno temu też  w Krakowie), mimo swej urody jest nietrafiona. Nie daje szansy na animację, może wykonać zaledwie kilka ruchów. To za mało, zwłaszcza w kontekście świetnie mówiącej i poprowadzonej Czerniewicz. Jest ona lalkarką, wie co może lalka i pewnie poradziłaby sobie z doskonałym instrumentem. Zwłaszcza że sceny z niemą lalką, będące przerywnikami w monologach, powinny być szczególnie ekscytujące. Nie są. Aktorka nie ma szans na uruchomienie atrakcyjnego obiektu, nie ma szans na pokazanie bólu istnienia, przemijania, może jedynie o nim mówić.

Spektakl niszowy, dla nielicznych, ale dobrze, że takie jeszcze powstają.

 

Retro porno bajka, reż. i wykonanie Lecha Walicki – Teatr bez Rzędów, Kraków

Inna nisza, tym razem obsceniczno-erotyczna, na maleńkiej krakowskiej scenie Lecha Walickiego, aktora Groteski, który od 10 lat prowadzi także niezależną działalność teatralną przy wsparciu swoich kolegów, młodych artystów. Tym razem sięgnął „do bezwstydnej twórczości poetów polskich”, głównie Baśni o trzech braciach i Królewnie Aleksandra hr. Fredry, słynnej Piczomiry. To spektakl muzyczno-lalkowy (wg zapowiedzi), właściwie aktorsko-przedmiotowy, wyłącznie dla widzów dorosłych. Piękna lalka Fredry siedzi z boku sceny i przygląda się wszystkiemu. Z satysfakcją, znudzeniem, zdziwieniem? Na scenie króluje Walicki-aktor, dysponujący silnym, czystym i dźwięcznym głosem, dobrze mówiący wiersz i próbujący zapanować nad całością dziejącą się w iście zawrotnym tempie. Wyuzdane teksty ilustruje przedmiotami, niekiedy wielce wymyślnymi, niekiedy banalnymi, ale w gruncie rzeczy wszystkie je traktuje jak przypadkowe rekwizyty, nie postaci dramatu. Świntuszy słowami klasyków, nie bardzo przejmując się teatralną materią spektaklu.

Ale… na rynku rozmaitości jest miejsce i na takie działania.

 

Mała draka o zwierzakach, reż. Ewa Piotrowska, scen. Julia Skuratova – Opolski Teatr Lalki i Aktora

fot. Grzegorz Gajos

Świetny tekst Maliny Prześlugi, inspirowany rytmem i frazą Brzechwy, rozpisany na Panią Ptaszyńską (Dorota Nowak) i Panią Zwierzyńską (Mariola Ordak-Świątkiewicz), zyskuje wyjątkową atrakcyjność dzięki tej inscenizacji. W zasadzie to spektakl dla małych dzieci, ale dorośli nie będą żałować wizyty w teatrze. Ewa Piotrowska buduje osobliwą, nieoczywistą przestrzeń, w której widzowie siedzą na podłodze, a wokół nich ożywa niesamowity świat fascynujących (kaczka, gęś, żółw), czasem dziwnych (tapir, lemur, kulon, batalion) zwierząt; przerzuca akcję z jednej przestrzeni w inną; trzyma w ryzach aktorki, nie pozwalając im na popisy, dla których nie ma tu zupełnie miejsca (choć niełatwo jest uspokoić aktorskie temperamenty). Urzeczeni wpatrujemy się w lalkowe kreacje Julii Skuratovej, prawdziwe obiekty sztuki, z których każdy ma własną mini scenkę, a to kapelusz, konar drzewa, dziwną staroświecką stojącą czy stolikową lampę, odbiornik radiowy, klatkę dla ptaków, a choćby słój wypełniony wodą czy stary zegar. Te lalki, dopracowane w najdrobniejszych szczegółach, ożywają, kreują swoje światy i zastygają w nich na powrót, a nam się wydaje, że minęła raptem chwilka. Niezwykłe spotkanie!

 

Smacznego, proszę Wilka!, reż. Marta Guśniowska, scen. Pavel Hubička – Teatr Lalek Banialuka, Bielsko-Biała

Sukces poznańskiego reżyserskiego debiutu Guśniowskiej A niech to Gęś kopnie! rozpalił oczekiwania. Wielu marzyło o jego powtórzeniu. Z licznych propozycji Guśniowska wybrała Banialukę. I pewnie wybrała dobrze, ale… coś zawiodło. Powstał oczywiście interesujący spektakl, z pewnością będzie się cieszył sympatią widzów, lecz nie dorównuje debiutanckiej Gęsi. Dlaczego? Warto by porozmyślać szerzej i głębiej. Tu kilka refleksji.

Chyba wszystko osadzono w nazbyt wielkiej przestrzeni dużej sceny. Opakowano prawdziwymi  meblami, zupełnie niepotrzebnymi, bo są one tylko jakąś klamrą dla aktorów, nie lalek. Ta przestrzeń oddala mały, w gruncie rzeczy śmieszny choć bardzo serio dramat o dobrym sercu starego Wilka. I mimo wszystko nieco gubi lalki. O nadmiar powietrza rozbijają się językowe dowcipy Guśniowskiej. Brzmią, ale nie śmieszą. Nie pomagają aktorzy: sprawni, ale pozbawieni energii, w każdym razie energii, która przebija się do widowni. Zbudowano inscenizację, a potrzebna była chyba kameralność i ściszenie, żeby ten zabawny tekst i piękne lalki mogły zaiskrzeć. Nie zaiskrzyły.

 

Babcia mówi pa, pa, reż. Agata Biziuk – Teatr Rampa, Warszawa

fot. strona internetowa teatru

Dobra teatralna średnia. Wartościowy tekst, bardzo dobra muzyka Piotra Klimka (także jej wykonanie i piosenki), interesująca scenografia Mariki Wojciechowskiej, ciekawe animacje Patryka Bychowskiego. Ogólna poprawność, ogląda się z przyjemnością. Nie ma ten spektakl nic wspólnego z lalkami, choć lalki – nieistotne i nieciekawe – nawet się pojawiają, ale nie lalek tu szukałem. Ciekawiło mnie, jak się rozwija Agata Biziuk, Agnieszka Makowska; co robi Marika Wojciechowska, jedna z ciekawszych scenografek w teatrach dla dzieci, tu także autorka szkaradnych kostiumów. Cóż zrobić jeśli aktorów przebiera się w misie, lalki, czy zabawki. Niemal na każdej scenie dramatycznej, a i na większości lalkowych, ogląda się to samo. Piękną ruchowo rolę Pajaca/Pierrota gra Mateusz Trzmiel, dobrze wypada Michał Karwowski, którego silnym atutem jest naturalność i młodzieńcza energia. Z pewnością familijna, nieco komercyjna produkcja, choć generalnie na dobrym poziomie.

 

Ony, reż. Jacek Malinowski, scen. Giedrė Brazytė – Białostocki Teatr Lalek

fot. Krzysztof Bieliński

W zasadzie to jedno z ciekawszych przedstawień BTL-u w ostatnich czasach. Z ładną graficzną przestrzenią, dobrą muzyką Antanasa Jasenki, aktorami, których świetnie się ogląda (Łucja Grzeszczyk, Ryszard Doliński, Michał Jarmoszuk) i jeszcze na dodatek mądre. Guśniowska napisała sztukę słusznie wychwalaną, zupełnie inną od wcześniejszych. Tylko czy doprawdy o tym, o czym jest przedstawienie? Sztuka jest o dziecięcej wierze w uporządkowany, bezpieczny, a nade wszystko magiczny świat, w którym przyszło bohaterowi żyć. Ten świat dziecko zaczarowuje słowem. Wyrodny ojciec – to przecież wspaniały pirat, umarła matka – to księżniczka wśród wróżek, wuj pijak – to prawdziwy alchemik. Teatr sprowadził tę sztukę do psychologicznego dramatu, którego tu po prostu nie ma. I stąd, przy całej satysfakcji, mały zawód.

 

Golden horse, reż. i lalki Duda Paiva, scen. Andris Eglītis – Łotewski Teatr Lalek, Ryga

fot. Kim Kooijman

Najnowszy spektakl Dudy Paiva zrealizowany z łotewskimi lalkarzami. Niezwykły. Chwilami porażająco piękny. O życiu, w którym wciąż dobro walczy ze złem, tym razem na ludzkiej szachownicy. Aktorzy są precyzyjnie dobrani, charakterystyczni. Czasem grają swoje role, czasem są animatorami. Nigdy nie mamy wątpliwości kto jest kim. Lalki – zaskakujące, jak zwykle u Paivy gąbczaste, lecz tym razem wszystkie w profilu, półpłaskie, przechodzą z rąk do rąk, bo przecież aktor-animator nie jest postacią. Postacią jest lalka, animator tylko jej służy. Sceny balu, gdzie lalki zlepiają się w pary ze swoimi animatorami, sceny eliminacji istnień (lalki kurczą się i nikną), rozpadu ludzkiego życia (rozszczepienia lalki), walki Księżniczki-lalki z jej animatorem-tym razem aktorem, jedności aktora i lalki w tańcu, wreszcie scena scalenia się dwóch gąbczanych połówek w jedno istnienie – to majstersztyki i gry aktorskiej, i lalkowej animacji, i intelektualnej koncepcji.

Czy zobaczymy Złotego konia w Polsce? Do przeczytania obszernej recenzji zapraszam do najbliższego numeru „Teatru Lalek”.

 

Bracia lwie serce, reż. Kirsten Dehlholm – Teatr Młodego Widza, Wilno

fot. strona internetowa teatru

Duńska plastyczka i reżyserka, specjalizująca się od lat w sztuce performansu, założycielka grupy artystycznej i producenckiej Hotel Pro Forma, tworzy kreacje teatralne z użyciem nowych technologii. Taki jest i spektakl Braci. Statyczny, deklamatorski, ale atrakcyjny jako dzieło sztuki wizualnej, wykorzystującej rozmaite projekcie, projekcje 3D i bogate środowisko multimediów.

 

Lokis, reż. Łukasz Twarkowski – Teatr Narodowy, Wilno

fot. Dmitrij Matvejev

To już zupełnie inny teatr, niezwykle współczesny, wibrujący, stawiający przede wszystkim na obraz. Ten jest nieskazitelny, technologicznie na najwyższym poziomie, łączący w sobie elementy teatru, filmu, koncertu, fajerwerku światła, specyficznego aktorstwa, całkowicie nie-psychologicznego, asocjacyjny montaż rozmaitych elementów, układających się przecież w rozmaite całości, a z pewnością w sensy, znaczenia, które pozostają w głowie. Wydarzenie artystyczne.

 

Pięć cudów Mary, reż. Kęstutis S. Jakštas – Teatr Opery i Baletu, Wilno

Na koniec przedstawienie operowe, też nic z lalkami, ale kostiumy (ponad 100) zaprojektowała Julia Skuratova i śledząc jej karierę nie mogłem ominąć i tego widowiska. Jest zaskakujące, dla dzieci. To oryginalna współczesna litewska opera skomponowana przez Ramintę Šerkšnytė o słynnej bohaterce serii książek australijskiej pisarki Pameli L. Travers. W jakimś stopniu (przy wszystkich odmiennościach gatunkowych) do porównania ze spektaklem Babcia mówi pa, pa! z warszawskiej Rampy. Jest tylko różnica natury estetycznej, kwestia plastycznego smaku, ale rzecz jasna te mogą być bardzo różne.

Kontakt
close slider


    Marek Waszkiel

    Będzie mi miło, jeśli do mnie napiszesz:

    Polityka prywatności

    You cannot copy content of this page